Interesuje mnie zagadnienie śmierci z punktu widzenia filozofii - próba kategoryzacji definicji... ciekawy jestem jak wy osobiście definiujecie śmierc, czym ona dla was jest, czy jesteście jej świadomi w życiu codziennym, jak to na was wpływa... a przede wszystkim jak wy definiujecie smierc - czy jest ona dla was zakonczeniem pracy mozgu, serca etc...
Z filozoficznych źródeł polece zainteresowanym kilka ciekawych pozycji w oparciu których będe uczestniczyl mam nadzieje w ciekawej dyskusji.
pozdro
nie interesuje mnie "sad ostateczny" "co bedzie po smierci" i dywagacje nie majace nic wspolnego z filozofią. :P jesli moderator uzna, ze ten temat nic nie wnosi to go przeniesie.
Powiem w czym problem jesli chodzi o smierc, idac tropem myslenia P> Singera w "O życiu i śmierci" - gdzie leży granica śmierci? Jak wiadomo śmierć jest długim i złożonym biologicznie procesem, w którym momencie możemy uznać, ze człowiek nie żyje?
Zaawansowana obecnie sztuka medyczna pozwala podtrzymywać nam przy życiu tzw. żywe trupy - ludzi nie posiadajacych żadnej świadomości, nie rragujacych na żadne bodzce zewnetrzne... czy taki człowiek żyje czy nie żyje ? (np tzw. śmierc korowa - gdy cialo moze trwac latami...) Obecnie prawodastwo niejasno definiuje kiedy człowiek umiera...
P. Singer podważa kryterium śmierci mózgu jako sposob definiowania smierci - dlaczego? Otoz przytacza wielokrotne przypadki narodzin setek dzieci (globalna liczba) dzieci , istot ludzkich, ktore rodza się bez kory mozgowej, z samym tylko pniem mozgu odpowiadajacym za utrzymywanie podstawowych funkcji organizmu... czy taka istota kiedykolwiek bedzie zyc? przeciez nie ma i nie bedzie miec nigdy swiadomosci swego czlowieczenstwa... czy mamy prawo uznac taka istote za zmarla i wartosciowac w jakikolwiek sposob jej zycie i zabrac je jej uznajac za niezywe?
P. SInger stawia w tym momencie teze o calkowitym upadku etyki tradycyjnej, ktora po prostu nie radzi sobie z problemami wynikajacymi z postepu cywilizacyjnego.
W "O zyciu i smierci" Singer przytacza na poparcie swoich tez wielokrotne i głosne przypadki dotyczace smierci - polecam, czyta sie szybko i przyjemnie (jesli mozna mowic o przyjemnosci czytania o smierci).
kryterium, granica smierci ? Dla mnie, jak to blaszaq okreslil utrata "swiadomosci swego czlowieczenstwa" zwiazana ze smiercia mozgu.
Nasuwajacym sie naturalnie pytaniem jest pytanie o istote czlowieczenstwa, kryterium, odpowiedni i trudny do sprecyzowania wyznacznik, okreslenie wagi swiadomosci i znaczenie trwania ( czy podtrzymywania) funkcji zyciowych organizmu.
Dobry temat.I mysle nie pokrywajacy sie z uprzednio walkowanymi.
heh no wlasnie i tu sie zaczyna problem jesli by przyjac takie kryterium... wali sie cala etyka zachodu w obliczu zycia i poszczegolnych przypadkow powiazanych z prawodawstwem. Usankcjonowanie np takiego kryterium smierci "pozwoliloby" na odciecie od maszyn podtrzymujacych funkcje organizmu dziesiatki tysiecy ludzi w stanie tzw. wegetatywnej smierci - ich kora mozgowa jest trwale uszkodzona ale za pozostale funkcje fizjologiczne odpowiada pien mozgu... taki czlowiek w tym stanie przy odpowiedniej opiece moze zyci do kilkudziesieciu lat. Tu rodzi sie pytanie i watpliwosc - jesli go uznamy za zmarlego, nalezaloby odciac maszyne - nie ma na to jednak zadnej sankcji prawnej , człowiek XXwieku nie jest w stanie jak do tej pory rozwiazac tak kardynalnej sprawy jaka jest smierc.
kolejna watpliwosc zwiazana jest z etyka i moralnoscia - pojawia sie "wartosciowanie" zycia w zaleznosci od przydatnosci istoty ludzkiej, Singer doskonale opisal sposob traktowania osoby w stanie smierci wegetatywnej:
1. ludzie w szpitalu nie traktowali takich osob jak trupy , mimo ze osobnik nie mial zadnego kontaktu z rzeczywistoscia , ludzie zwracali sie do niego po imieniu, spieali mu itd itp. traktowanie jak czlowieka czujacego i swiadomego..
2. wladze szpitala: osobnik w tym stanie to koszt, wielki koszt... - ale z tego ciała moga byc czesci zamienne i to by mozna bylo wykorzystac przy odpowiednich sankcjach prawnych
3. rodzina znajomi osobnika w stanie smierci wegetatywnej: z jednej strony milosc , z drugiej bol cierpienie wspolczucie... a pozniej bezsilnosci i poczucie pozbycia sie balastu..
4. organizacje koscielne (np kosciol katolicki)- zycie nalezy chronic w kazdym wypadku, lekarz ma niesc ulge w cierpieniu i ratowac zycie a nie je odbierac...
5. rzad i panstwo - taki osobnik to koszt.. zbedny wielki koszt...
Moje zdanie na ten temat nie jest dokladnie sprecyzowane, przychylilbym sie do definiowania smierci (jako ostatecznej) przez kryterium np. smierci pnia mozgu... uznajac smierc korowa jako kryterium i moment smierci wiazemy sie z ogromnymi trudnosciami natury spolecznej i etycznej (i tu jak twierdzi Singer etyka zachodu upada, wszelkie systemy metafizyczne padaja w obliczu realiow zycia /a wlasciwie smierci/ codziennego).
MOja watpliwosc w definiowaniu smierci wzbudza postep technologii medycznej... uznajac np za kryterium smierci smierc kory mozgowej zabija sie dziesiatki tysiecy - oczywiscie przy skoddyfikowaniu tego prawem... ale co jesli za 10.. 15 lat technika bedzie taka ze tych ludzi bedzie mozna uratowac i uznaja takie spoleczenstwa (czyli nas zakladajac ze to nastapi jeszcze za naszego zycia) za spoleczenstwo okrutnych i ciemnych barbarzyncow..
Tu jak mosay slusznie zauwazyl definiujac smierc musimy powiazac to z definicja czlowieczenstwa... i tu nie sprowadzalbym tego do samoswiadomosci (vide ludzie z zaburzeniami psychicznymi, zyjacy "poza" swiatem...)
Siegam teraz po kolejna pozycje z zagadnienia smierci - I. Ziemiński "Zagadnienie śmierci w filozofii analitycznej" ciekaw jestem co z tego wyniknie.
Smierc jest druga postrzegana przez ludzka swiadomosc granica naszego zycia.
Poniewaz jestesmy w stanie postrzegac czas jedynie jako jednowymiarowa ciagla linie (co i tak jest niesamowitym osiagnieciem, bo np taki pies nie za bardzo to lapie) wydaje nam sie koncem naszego zycia i troche sie jej boimy (coz, taka usterka, bo postrzegajac czas jako ciag przyczynowo skutkowy zawsze istnieje dla nas poczatek i koniec, oraz mamy swiadomosc ze czas "mija")
Jako jednostka, kazdy z nas zajmuje jakas okreslona przestrzen w kazdym wymiarze w ktorym istniejemy, postrzegamy z nich 3 i mamy mozliwosc bardzo prostego wyobrazenia sobie 4, a nawet podejrzewamy ze jest ich moze wiecej (podobno wspolczesna fizyka przewiduje okolo 9)
Dajmy na to dzdzownica nie wie nawet o istnieniu tych 3 wymiarow, to jest po prostu zalezne od poziomu postrzegania i juz.
Smierc, w takim wypadku, jest ta mala plamka na czasie jaka jestesmy w stanie zaobserwowac, to jak patrzenie na sciane przez rurke - widzimy tylko malutki jej kawalek.
Po smierci nie ma zadnego zycia, gdyz po smierci nie istniejemy, hyhy
Czlowiek w drodze ewolucji wykreowal KULTURE, ktora jest naszym "software" i ktora pracuje po to zeby usterki i rozwiazania zastosowane w "hardware" dzialaly, czyli np tworzy religijne teorie o zyciu po smierci zeby poradzic sobie z naszym irracjonalnym lekiem przed smiercia.
"Smierc, w takim wypadku, jest ta mala plamka na czasie jaka jestesmy w stanie zaobserwowac, to jak patrzenie na sciane przez rurke - widzimy tylko malutki jej kawalek. "
mozesz rozwinac te metafore? hm chyba nie do konca ja zrozumialem.
Sog za interesujace porownanie "software" & "hardware".
Yyy... No bo to jest tak ze czas jest kolejnym wymiarem ktorego nie jestesmy w stanie zaobserwowac w zaden sposob, bo nie mamy zmyslow ktore by temu sluzyly, ale nasza inteligencja daje nam mozliwosc bycia jego swiadomym. Tzn, nasza inteligencja wyroznia nas wsrod zwierzat i OPIERA sie na postrzeganiu czasu - dzieki temu jestesmy w stanie myslec w sposob przyczynowo-skutkowy - ale to jest postrzeganie niepelne - zdajemy sobie sprawe z istnienia tylko jednego wymiaru czasu - jego jednej wlasciwosci - "dlugosci". Natomiast najprawdopodobniej czas rozciaga sie takze "wszerz" (metafory sa slabe ale nie potrafie wpasc na nic lepszego :P) . Tak jak gdybysmy nie mieli oczu nigdy nie zdali bysmy sobie sprawy z istnienia swiatla, tak samo bez umyslu nie zdawali bysmy sobie sprawy z istnienia czasu - np moja kotka nie ma pojecia ze czas mija :) - ona zyje chwila, tu i teraz, po to zeby polowac na ptaszki :). Ale nasze postrzeganie czasu jest bardzo uproszczone, dziala na takiej samej zasadzie jak proste receptory swiatla prymitywnych organizmow ktore mowia im po prostu czy jest jasno czy ciemno, tak samo my (choc troche trudno moze to zrozumiec gdyz postrzeganie czasu jest zdecydowanie bardziej skomplikowanym procesem, samo to ze wymaga posiadania swiadomosci mowi samo za siebie) widzimy czas jako przeszlosc albo przyszlosc - jest albo to co juz sie stalo albo to co sie stanie. W rzeczywistosci (prawdopodobnie) jest tak ze wszystko juz tak naprawde sie stalo, a w tym samym momencie dopiero sie zdarzy. Jako czlowiek zajmujemy okreslone miejsce w czasie tak samo jak w przestrzeni a nasza smierc jest po prostu granica naszego ciala tylko nie w przestrzeni a w czasie.
We wrzechswiecie nie ma nic co istnieje wiecznie, dlatego ze wtedy powstal by paradoks, bo zajelo by to za duzo przestrzeni :), yyy, jakos tak
W kazdym razie smierci nie trzeba sie bac bo ona juz sie stala.
Zycie "po" smierci - przyklad naszego blednego, uproszczonego pojmowania - nasze zycie zawiera sie pomiedzy naszymi urodzinami i smiercia w czasie i jest tam zawsze - narodziny i smierc to sa jedyne granice naszego rozmiaru w tym obszarze ktore potrafimy zaobserwowac - gdybysmy potrafili "rozgladac sie dookola" w czasie wtedy pojecia takie jak przeznaczenie czy wolna wola napewno nabraly by nowego znaczenia.
Coz, w koncu kiedys ewolucja wyda wyzsza forme zycia od nas, ktora moze to bedzie w stanie zaobserwowac (a moze juz wydala, tylko ze nie potrafimy jej dostrzec w naszym prostym swiecie?) i zaloze sie ze dopiero te dziwologi beda musialy sobie wymyslec skomplikowany system wierzen zeby zapchac wszystkie niedoskonalosci swojego pojmowania swiata hyhy.
Strach przed smiercia to tak jak strach przed tym ze nie ma mnie teraz w Meksyku hyhy.
proponuję podjąć temat śmierci ale ze strony stricte filozoficznej
jestem jak najbardziej za:
myślę w ogóle że cała filozofia jest rozmyślaniem o śmierci
w końcu u jej zarania jej zadaniem było nauczyć człowieka umierać
a w czasach nowożytnych człowiek został zdefiniowany jako byt ku śmierci
czekam takim razie na pozycje o które oprzemy naszą dyskusję
śmierć hm.. Wydaje mi się, że jest to koniec wszystkiego. Utrata swiadomości, koniec pracy mózgu, serca i innych narządów. Według mnie każdy człowiek powinien oswoic się z myślą, że kiedys umrze. NIe rozumiem ludzi, którzy wielce rozpaczają, że niedługo umrą z powodu "czegośtam". Wprawdzie nie wiem jak bym się zachował, ale wydaje mi się, że napewno nie wpadłbym w taką hm... "histerię".
Śmierć to naturalny proces. Ktoś umiera, a ktoś się rodzi.
Pozdrawiam
_______________________________
"Być mistrzem sztuk walki to być mistrzem własnego zycia"
Bruce Lee
[http://www.pajacyk.pl] - pomóż głodnym dzieciom