nie widze tej roznicy, oswiec mnie gdzie istnieje ta roznica...?
jezeli masz watpliwosci to podaje slownikowe znaczenie slowa socjalizm za latwo dostepna encyklopedia onetu
socjalizm-centralistyczny model zarządzania gospodarką poprzez system wieloletnich i rocznych planów gospodarczych o charakterze dyrektywnym, przy bardzo ograniczonej roli rynku w podejmowaniu decyzji gospodarczych (gospodarka planowa). Praktycznie wpływał on tylko na decyzje konsumpcyjne gospodarstw domowych i częściowo na decyzje produkcyjne sektora prywatnego w tych krajach, w których sektor ten przetrwał.
z reszta podobno w poprzednim systemie tez zylo nam sie calkiem niezle , ciagle bilismy jakies rekordy, wykonywalismy nie 100 ale po 300 procet normy, i gdyby nie amerykanska stonka to kto wie...
Czołem Lobo!
Masz mój głos, jakkolwiek się to nazywa!
Wyczuwam wątpliwości w tonie Twojej wypowiedzi. Temczasem, w tym momencie przydaje się moje kilkuletnie grzebanie po życiorysach polityków i samozwańczych autorytetów. Przyjżyjmy się trochę temu stadu:
Min. Wiatr współpracował ze służbami specjalnymi (na spotkaniu z młodzieżą oświadczył, iż "niewiele wie o UE, ale to mu nie przeszkadza" - obecni zbaranieli).
Adam Michnik - następny samozwaniec tym razem "od obalania komuny", tymczasem takiego drugiego utrwalacza "różowizny" ze świecą szukać. Wywodzi się z rodziny o mocnych tradycjach.., no tak tradycjach, takich właśnie: ojciec siedział w więzieniu w okresie międzywojennym za "działalność saboażową" (czyli krecią robotę), brat (przyrodni) ma na rękach krew setek polskich patriotów, których w pokazowych procesach skazywał na śmierć z ramienia "prokuratury wojskowej".
Programowy PRZECIWNIK LUSTRACJI!!! Wywodzi się z trupa politycznego noszącego ironiczne miano Unii Wolności (gratuluję Polakom - szkoda, że taki długi czas reakcji).
Jacek Kuroń - z tego samego kokona, główny niszczyciel powojennego harcerstwa. To dzięki niemu mamy teraz UEropejski odpowiednik konsomołu zamiast ZHP. To również rzuci nieco światła na rozłam w harcerstwie na ZHP i ZHR - wbrew pozorom właśnie ten ostatni związek jest kontynuatorem idei wielkich przodków.
Włodzimierz Ilicz Cimoszewicz - również otrzymał "staranne wychowanie" - ojciec był pułkownikiem informacji wojskowej. "Służył" na WAT (Wojskowa Akademia Techniczna), gdzie dręczył "niepoprawnych politycznie". Ojciec na pewno jest z synka dumny!
Jan Nowak Jeziorański - o dziwo!!! jedyny AK-owiec występujący w TV!!! Czyżby, tak zgadliście - kolejny samozwaniec. Prawdopodobnie nie należy nawet do związku kombatanckiego. W niemczech PRZEGRAŁ proces sądowy, w którym oskarżono go o "zarządzanie" majątkiem żydowskim.
Tadeusz Mazowiecki - (wymieniam tych "najwybitniejszych"...) gość na zjeździe marksistów w Paryżu w latach (chyba) siedemdesiątych. Czyżby "niezależny obserwator"?
Warto jeszcze przypomnieć, że czołowe filounijne organy prasowe np. Rzeczpospolita, Wprost wywodzą się z organów prasowych funkcjonującyh w czasie PRL - zmiana okładek i profilu na UEropejski, zmian na stanowiskach redakcji brak!
Ziemie Odzyskane obejmujące swym zasięgiem obszary województw: warmińsko-mazurskiego, pomorskiego, zachodniopomorskiego, lubuskiego, dolnośląskiego i opolskiego stanowią dużą część terytorium Polski decydując w znacznym stopniu o obliczu naszej Ojczyzny. Bez tych terenów trudno sobie wyobrazić suwerenną i niepodległą Polskę, co więcej, jest to niemożliwe. Dziwi więc swoista zmowa milczenia dotycząca definitywnego uregulowania statusu prawnego tych ziem i wszelkich związanych z tym spraw majątkowych. Żądania wysuwane wobec Państwa Polskiego i Polaków przez liczne środowiska rewizjonistyczne są na tyle poważne, że powinny budzić one uzasadniony niepokój strony polskiej. Nie wszyscy jednak dostrzegają zagrożenie płynące zza zachodniej granicy. Jest to szczególnie widoczne na szczytach władzy, która za główny cel polityki zagranicznej przyjęła wejście Polski w struktury Unii Europejskiej. Pozwolę sobie na krótki zarys stanowisk obu państw w kwestii Ziem Zachodnich i Północnych oraz przedstawienie sytuacji prawnej tych ziem w prawie międzynarodowym i prawie unijnym.
Stanowisko strony polskiej jest jasne i zgodne z polskim interesem narodowym. Nacjonalizacja majątków niemieckich stanowi częściową rekompensatę za straty poniesione przez Polskę w wyniku agresji, a następnie okupacji przez Niemców. Wysiedleni obywatele niemieccy mogą domagać się odszkodowań, ale pod jednym warunkiem. Muszą oni wykazać, że wywłaszczenie nastąpiło niezgodnie z wówczas obowiązującym prawem.
Państwo niemieckie przyjęło całkowicie odmienne stanowisko, według którego Polska nie miała żadnego prawa pozbawiać Niemców ich własności i zmuszać do opuszczenia zamieszkiwanych przez nich terenów. Mogła żądać jedynie reparacji wojennych od państwa niemieckiego. Jest to generalna linia niemieckiej polityki zagranicznej odnosząca się do działań powojennych wobec obywateli niemieckich. Potwierdza to ostatni konflikt czesko-germański (silnie zaangażowani są tu także Austriacy) dotyczący oceny wysiedleń i roli, jaką odegrali Niemcy Sudeccy w Czechosłowacji. Na arenie wewnętrznej niemieckie najwyższe władze nie ustają w zapewnianiu różnych środowisk rewizjonistycznych, z których największe i najzacieklejsze to Związek Wypędzonych z Eriką Steinbach na czele, o determinacji, z jaką będą walczyć o rozwiązanie tej kwestii na korzyść Niemiec.
Stanowiska obu stron są więc jednoznaczne. Polska twardo broni polskiego stanu posiadania, a strona niemiecka jasno stwierdza, że doprowadzi do rozwiązania problemu w sposób korzystny dla siebie. Co w takiej sytuacji mówią traktaty zawarte pomiędzy Polską i Niemcami? 21 czerwca 1990 roku został podpisany polsko-niemiecki traktat o potwierdzeniu granicy. Traktat ten nie tylko nie rozwiązał spraw majątkowych, ale stał się groźną bronią w ręku niemieckich środowisk rewizjonistycznych. Twierdzą one, że Polska dopiero na mocy postanowień tego traktatu uzyskała suwerenność na Ziemiach Zachodnich i Północnych. Ich przedstawiciele uważają, że Traktat Poczdamski z 1945 roku stanowił, że strona polska jest jedynie "administratorem" na tych ziemiach, co oznacza, że Państwo Polskie do momentu zawarcia traktatu w roku 1990 było państwem okupacyjnym. Twierdzą oni na tej podstawie, że polski dekret wywłaszczeniowy z 1946 roku był nieważny, ponieważ łamał postanowienia IV konwencji haskiej z 1907 roku, która zabrania zmian własnościowych na terenach okupowanych. Ministrowie spraw zagranicznych Polski i Niemiec w listach uzupełniających do polsko-niemieckiego traktatu o dobrosąsiedzkich stosunkach zawartego w dniu 17 czerwca 1991 roku również wyraźnie potwierdzają stanowisko, które stanowi, że "niniejszy traktat nie zajmuje się sprawami majątkowymi". Uregulowanie stosunków własnościowych Ziem Odzyskanych znów zostało odłożone na okres późniejszy. Warto przytoczyć tutaj stanowisko niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego, którego podstawowym zadaniem jest orzekanie o zgodności wszystkich aktów prawnych (głównie umów międzynarodowych i ustaw) z konstytucją. Trybunał Konstytucyjny Republiki Federalnej Niemiec w wyroku, którego przedmiot dotyczy zgodności z niemiecką konstytucją polsko-niemieckiego traktatu granicznego z 1990 roku, w sposób jednoznaczny wykazał, że władze w Berlinie uważają sprawę własności ziem za Odrą i Nysą Łużycką oraz roszczeń odszkodowawczych za kwestię ciągle otwartą. Część tego orzeczenia brzmi następująco:
1. Traktat graniczny nie ma wpływu na kwestię własności na byłych niemieckich terenach wschodnich. Nie narusza prawa obywateli określonego w art.14 ustawy zasadniczej (ochrona prawa własności i dziedziczenia). Nie jest związany z uznaniem polskich działań wywłaszczeniowych, ani nawet z milczącą rezygnacją z popierania roszczeń prywatnych. Nie wypowiada się o skuteczności polskich działań w tej sprawie podejmowanych przed wejściem w życie traktatu granicznego. Nie zmusza niemieckich sądów ani innych władz do uznania za skuteczne polskich działań wywłaszczeniowych, ani zrezygnowania z ich oceny zgodnie z niemieckim prawem międzynarodowym prywatnym.
2. Sytuacja wypędzonych nie ulega zmianie przez fakt uregulowania granicy. Traktat nie podważa dalszego istnienia roszczeń, ani nadziei na rewindykacje lub przynajmniej na odszkodowanie.
Jeżeli ktoś miał wątpliwości, co do stanowiska niemieckiego w sprawie Ziem Odzyskanych to przytoczony fragment wyroku Trybunał Konstytucyjny Republiki Federalnej powinien je całkowicie rozwiać.
Międzynarodowe prawo publiczne przyjęło generalną zasadę nienaruszalności dóbr prywatnych, wedle której, na cele reparacyjne można przejąć wyłącznie majątki stanowiące własność państwa uznanego za winne. Nie można natomiast nigdy przejmować na ten cel dóbr osób prywatnych. Koncepcja taka może prowadzić do uznania za nielegalne postanowienia dekretu wywłaszczeniowego z 1946 roku. Szczególne zainteresowanie budzą normy prawa Unii Europejskiej, tym bardziej, że tzw. elity prą na oślep w kierunku Brukseli nie licząc się z nikim i z niczym. Prawo unijne przyjęło zasadę nienaruszalności prawa własności, uznając je za "święte". Precyzyjna ochrona obejmuje nie tylko to jedyne nieograniczone prawo rzeczowe - prawo własności, ale również wszystkie prawa podmiotowe. Prawo wspólnotowe jest prawem wyższym niż prawo krajowe. W przypadku ewentualnych sprzeczności normy prawa krajowego stają się nieważne, a sądy krajowe nie mogą się powoływać na prawo wewnętrzne. Sytuację pogarsza fakt, iż każdy kraj wstępujący do Unii Europejskiej ma obowiązek przyjąć całość prawa wspólnotowego, cały dorobek prawny Unii. Niemcy mogą powoływać się również na art. 13 Traktatu o ustanowieniu Wspólnot Europejskich, który wprowadził zakaz dyskryminacji ze względu na narodowość, a "wypędzeni" uważają, że wywłaszczenie obywateli niemieckich z Ziem Odzyskanych był taką właśnie dyskryminacją. W przypadku przystąpienia Polski do UE pojawi się nieunikniony konflikt dwóch praw własności do tych samych nieruchomości: prawa polskiego i niemieckiego. Natychmiastową koniecznością jest uregulowanie w sposób ostateczny spraw własnościowych i innych kwestii majątkowych na tych polskich ziemiach. Należy zastosować metodę faktów dokonanych i przekształcić użytkowanie wieczyste (które jak wiemy trwa jedynie 99 lat) w prawo własności.
Ale nawet jeżeli ta sprawa zostanie rozwiązana po naszej myśli to zagrożenie dla Ziem Zachodnich i Północnych nie ustaje. Kolejnym problemem jest kolosalna różnica w sytuacji ekonomicznej obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej i naszego kraju, stawiająca na przegranej pozycji Polaków. Problem ten obejmuje nie tylko Ziemie Odzyskane (choć one są najbardziej zagrożone), ale całość terenów Polski. Na początek warto przypomnieć polskie stanowisko negocjacyjne w sprawie obrotu nieruchomościami po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Są to następujące okresy przejściowe:
- 12 lat dla dużych firm unijnych, które zechcą kupować wielkie obszary ziemi i lasów;
- 7 lat dzierżawy dla farmerów, którzy chcieliby kupić grunty w północnej i zachodniej Polsce;
- 3 lata dzierżawy na pozostałych ziemiach;
- 5 lat na tzw. drugie domy, czyli sprzedaż obywatelom z UE działek, domków letniskowych itp.;
- 0 lat dla nieruchomości i ziem pod inwestycje;
- 0 lat na domy lub na mieszkania dla osób, które chciałyby się u nas osiedlić.
UE chce się "dobrodusznie" zgodzić na takie okresy przejściowe, ale spór dotyczy momentu, od którego należy liczyć dzierżawę: UE chce liczyć ten okres od początku dzierżawy, a Polska o chwili członkostwa. Jest to spór bardzo istotny, ponieważ na przykład na terenie województwa zachodniopomorskiego ziemi będącej we władaniu (prawo własności, dzierżawa, różne kombinacje, których celem jest obejście prawa) kapitału zagranicznego jest prawie 50%! Jak bowiem można wytłumaczyć fakt, iż grunty leżące odłogiem mają regularnie uiszczane opłaty, podatki, dzierżawę? Z czego skoro nie ma upraw? Prosta sprawa - opłaty wnosi ich rzeczywisty właściciel, kapitał zagraniczny! Prawdziwą skalę tego zjawiska poznamy dopiero po wstąpieniu do UE. Obecnie dostęp do dokumentacji własności rolnej jest bardzo utrudniony. Warto podkreślić tutaj obłudę panującą w szeregach PSL-u i komiczne zachowanie większości działaczy tej partii, udających zaskoczenie stanowiskiem min. Cimoszewicza w sprawie obrotu polską ziemią. Na szczególną uwagę zasługuje fakt braku okresu przejściowego na zakup przez obcokrajowców domów lub mieszkań dla osób, które w Polsce chcą się osiedlić. Proszę porównać ceny mieszkań w Szczecinie i Berlinie, pomyśleć gdzie mieszkali przodkowie dużej części Niemców, gdzie kierują się ich sentymenty, w którą stronę zmierzają ich zakusy imperialne, gdzie są żyzne gleby i niezanieczyszczone jeszcze środowisko, gdzie... itd., i zobaczyć jak za kilka lat będzie wyglądał Szczecin wraz z innymi jeszcze polskim miastami i ziemiami. Już teraz szacuje się, że ok. 10% mieszkań w Szczecinie jest pod faktyczną władzą zachodnich sąsiadów. Coraz częściej spotyka się tabliczki w centrum miasta informujące "verkaufen"- na sprzedaż. Infiltracja germańska jest tak silna, że Rada Miasta Szczecina postanowiła ostatnio uhonorować przedwojennych burmistrzów Szczecina nazywając imieniem Hermana Hakena rondo, a Friedricha Akermana skwer. Jest to dopiero początek działań "reformatorskich" radnych Szczecina, ponieważ jak głosi oficjalne stanowisko Komisji Edukacji, Sportu i Rekreacji RM, należy "ze względów edukacyjnych nowo powstające osiedle w Szczecinie nazwać "Osiedlem Europejskim", a nazwy ulic na tym osiedlu powinny być poświęcone znakomitym Europejczykom, Polakom, Niemcom i przedstawicielom innych narodowości". W ramach Eurokorpusu stacjonują w Szczecinie wojska niemieckie! Nie to jest jednak najważniejsze.
Współcześnie stosujemy w walce z nieprzyjacielem zamiast oręża mechanizmy rynkowe, to pieniądz podbija świat. Dlatego warto porównać ceny gruntów w Polsce i krajach członkowskich UE (łatwiej będzie zrozumieć, dlaczego tak bardzo sprzeciwia się okresom przejściowym na wykup polskiej ziemi Holandia):
Niemcy: 9436 euro za hektar (11 razy drożej niż w Polsce);
Holandia: 24869 euro za hektar (24 razy drożej niż Polsce);
Polska: 874 euro za hektar.
Są to dane Komisji Europejskiej, przy czym nożyce cenowe są jeszcze większe, gdyż ceny ziemi Polski dotyczą roku 1999, a Niemiec i Holandii roku 1998, a więc nie zostało tu uwzględnione działanie inflacji, która prowadzi do podniesienia cen. Łatwo sobie wyobrazić jak zadziała w takich realiach prawo popytu i podaży wraz z wolną konkurencją. Dramat polega dodatkowo na tym, że najtańsze ziemie i największe bezrobocie jest właśnie na Ziemiach Odzyskanych. Jak to się dzieje, że dobrodziejstwa płynące z Unii Europejskiej i "kochanego" niemieckiego sąsiada powodują, iż sytuacja gospodarcza Polski jest najcięższa na zachodzie i północy? Tereny położone na wschodzie kraju, obok granicy z Ukrainą i Białorusią, mają mniejsze bezrobocie i droższe ziemie. A ponieważ nie chcę być posądzony o populizm, ani tym bardziej rusofilizm, więc posłużę się dla zobrazowania tej stałej tendencji dołączonymi danymi statystycznymi.
Przyrost stopy bezrobocia od grudnia 2000 roku do grudnia 2001 roku:
Największy (od 2,8% do 3,2%) w województwach lubuskim, zachodniopomorskim, pomorskim i warmińsko-mazurskim.
Najmniejszy (od 1,2% do 1,7%) w województwach lubelskim, podlaskim, podkarpackim i świętokrzyskim.
Przypomnę, że ogólna stopa bezrobocia w warmińsko-mazurskim wynosi prawie 30%, lubuskim 25%, zachodniopomorskim 22%, a dla przykładu w lubelskim jedynie 14%. Takie są fakty, których obalić nie można. Jeżeli dodamy do tego dysproporcje w zarobkach, w poziomie życia Polaków i obywateli państw piętnastki, a w szczególności Niemców, to mamy pewność jak będzie wyglądała wolna konkurencja zastosowana do obrotu polskich nieruchomości i jakie skutki taki obrót przyniesie. W takim stanie rzeczy prostackie są kpiny tzw. euroentuzjastów wobec Polaków, którzy boją się wykupu polskiej ziemi po wstąpieniu naszej Ojczyzny do Unii Europejskiej, ponieważ obawy te są całkowicie uzasadnione.
Podsumowując należy stwierdzić, że szczególnej ochrony potrzebują Ziemie Zachodnie i Północne. Granica na Odrze i Nysie Łużyckiej została wprawdzie potwierdzona, ale status prawny tych ziem, sprawy własnościowe i inne roszczenia majątkowe pozostają nadal kwestią otwartą. Środowiska rewizjonistyczne coraz głośniej krzyczą o zwrocie ziem, z których zostali wywłaszczeni i wypłacie z tego tytułu przez Państwo Polskie odszkodowań. Najwyższe władze niemieckie popierają te żądania bez zastrzeżeń realizując swoją niezmienną od wieków doktrynę polityki zagranicznej, według zasady "Drang nach Osten". Jak informuje nas "Newsweek", "Niemcy pozostają oddane i przywiązane do jednej z najbardziej fundamentalnych zasad Europy, czyli rozszerzenia na Wschód". Tak, jest to fundamentalna zasada Europy, ale redaktorzy "Newsweeka" nie dostrzegają tego, iż jest to koncepcja Europy niemieckiej. Przewlekłe zabiegi Niemiec na arenie międzynarodowej, których końcowym celem jest uznanie polskiego dekretu wywłaszczeniowego za nielegalny nie zniechęcą na pewno "wypędzonych" do powrotu na Ziemie Odzyskane. Tym bardziej, że mają oni jeszcze inną broń - pieniądze. Ziemie można przecież kupić, co będzie działaniem powszechnym po integracji Polski z Unią Europejską. Ochotę na polską ziemię mają nie tylko Niemcy. Czysty rachunek ekonomiczny nakazuje nabywanie taniej polskiej ziemi przez obywateli państw członkowskich Unii Europejskiej. Dla jednych będzie ona stanowić pole uprawne pod własną produkcję rolną (farmer holenderski kupi w Polsce 24 hektary ziemi, podczas gdy w Holandii jedynie hektar za tę samą cenę), inni przeznaczą polskie tereny pod budowę fabryk (wszak będą mieli tanią siłę roboczą i 40 milionowy rynek zbytu, a w perspektywie rynki wschodnie), jeszcze inni zyskają doskonałe miejsce do wypoczynku (np. tereny Warmii i Mazur, czy Podkarpacia). Tylko co zostanie dla Polaków?
POLECAM LEKTURĘ CAŁEGO ARTYKUŁU, ale można też "przejrzeć":
Szlachetna sztuka dezinformacji
Od 1989 roku zasadniczym celem polityki zagranicznej elit politycznych rządzących naszym krajem jest członkostwo Polski w Unii Europejskiej. Nie wnikając teraz w zasadność takiego stanowiska, zastanówmy się nad tym, co nasze społeczeństwo wie na temat samej Unii, jak i procesu integracyjnego. Postaramy się pokazać naszym czytelnikom jak w przeciągu ostatnich lat wyglądał program informowania społeczeństwa, jak wygląda on teraz i jakie są plany na przyszłość. Pokażemy, kto, co, jak i za ile robi w Polsce w tej dziedzinie.
W szponach biurokracji czyli kto informuje społeczeństwo
Gdyby poziom poinformowania społeczeństwa zależał tylko i wyłącznie od ilości zatrudnionych przy nim urzędników, to Polacy byliby najlepiej poinformowanym społeczeństwem w Europie. Od samego początku naszej drogi do Unii rząd RP podszedł do tego problemu z dużą werwą i powagą. Już w 1991 roku powstało Centrum Dokumentacji Europejskiej, zajmujące się zbieraniem informacji na temat procesu akcesyjnego i ich dystrybucją w urzędach państwowych. Wydało m.in. serię płyt kompaktowych zawierających dane prawnicze i statystyki. Od tego czasu trwa też wydawanie tzw. Białej Księgi, składającej się z trzech części: Polska-Unia Europejska. Seria - Gospodarka, Polska-Unia Europejska. Seria - Prawo oraz Polska-Unia Europejska. Nauka, Technologia. Obecnie obowiązki Centrum przejął Departament Dokumentacji Europejskiej UKIE. W 1996 r. w związku z przyspieszeniem negocjacji, na mocy ustawy z 8 sierpnia utworzono Komitet Integracji Europejskiej. Ma on za zadanie prowadzenie i nadzór nad całością polityki integracyjnej rządu, w tym polityki informacyjnej. KIE działa w ramach Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej posiadającego status ministerstwa, w którym sprawami informacyjno - edukacyjnymi zajmują się trzy departamenty - Dokumentacji Europejskiej, Kształcenia Europejskiego, oraz Informacji i Komunikacji Społecznej. UKIE rozpoczął ożywioną działalność wydawniczą, rozpoczęto druk wielu serii informatorów i broszur. Oprócz tego UKIE wydaje "Dziennik UKIE". Poważne podejście do zagadnień informowania społeczeństwa uzewnętrzniło się bardzo szybko, już w 1997 roku w ramach UKIE stworzono Centrum Informacji Europejskiej, odpowiedzialne za całość polityki informacyjno - edukacyjnej. Centrum rozpoczęło pracę nad tworzeniem sieci struktur terenowych - Regionalnych CIE. Powstają one "oddolnie" - grupa osób zainteresowanych promocją integracji w swoim terenie tworzy strukturę i zgłasza się do CIE, które wydaje certyfikat. UKIE i CIE mają pełnić główną role w działaniach informacyjnych, stać się swoistym symbolem - "...logo CIE i UKIE ma wskazywać obywatelowi podstawowe, oraz wiarygodne źródło informacji o procesie integracji i jej efektach. W związku z kolejnym przyspieszeniem na drodze do Unii, wiążącym się z rządami AWS - UW, zmiany zaszły również w polityce informacyjnej.
W kwietniu 1999 powstał w UKIE najważniejszy jak dotychczas projekt informacyjny "Program Informowania Społeczeństwa" (PiS). Jest to dokument zawierający:
- założenia procesu integracji i opis dotychczasowych dokonań w dziedzinie informacji i edukacji w tym zakresie (diagnoza).
- główne kierunki działań informacyjnych w długiej perspektywie czasowej (strategia);
- cele szczegółowych działań informacyjnych (taktyka);
- główne grupy społeczne, do których adresowany jest komunikat (odbiorcy);
- podmioty biorące udział w Programie oraz stopień i sposób ich zaangażowania (uczestnicy, partnerzy);
- ramowe zasady współpracy pomiędzy podmiotami procesu informacyjno-edukacyjnego na rzecz integracji (koordynacja działań);
- sposoby stałej oceny skuteczności podjętych działań (monitoring).
Zakłada on współpracę w dziedzinie informacji pomiędzy:
- jednostkami administracji publicznej (rządowej i samorządowej), centralnej i lokalnej;
- instytucjami rządowymi, samorządowymi i organizacjami pozarządowymi;
- najważniejszymi siłami politycznymi, środowiskami opiniotwórczymi, oraz autorytetami społecznymi.
PIS ma przebiegać dwutorowo - informacja ma biec:
- kanałem wewnętrznym - między instytucjami rządowymi;
- kanałem zewnętrznym - między władzą wykonawczą i ustawodawczą, a społeczeństwem.
Aby tak szeroko zakrojony projekt miał szanse powodzenia niezbędna jest "aktywizacja" na rzecz wspólnych działań tzw. Partnerów PiS, do których zaliczono:
- organizacje społeczne
- samorządy
- media
- kluby, ośrodki i centra zajmujące się promocją integracji europejskiej.
Jak widać nasi urzędnicy działają w sposób racjonalny i zaplanowany, co można zaobserwować w zmianie jakościowej działań informacyjnych, straciły one charakter przypadkowości i chaotyczności. Widać szczegółowo zaplanowaną kampanie przekonywania społeczeństwa.
W sukurs organom publicznym w dziele informowania społeczeństwa idą organizacje pozarządowe. Ich lista mogłaby przyprawić co poniektórych o ból głowy. Na czoło wybijają się tu Fundacja Schumana i znane skądinąd Fundacja Batorego, Fundacja Forda i szereg innych. Jak dobrze że na świecie są jeszcze tacy wspaniali filantropi wypruwający sobie flaki dla dobra naszego kraju i jego mieszkańców. Pomoc tego typu organizacji jest dla państwa szalenie ważna, pozwala ona na pozyskanie olbrzymich środków pozabudżetowych, zagospodarowanie grona euroentuzjastów jakąś działalnością, a na dodatek wywołuje w społeczeństwie wrażenie, że integracja jest olbrzymim, spontanicznym i oddolnym procesem. W tym celu tworzy się organizacje branżowe związane z integracją. Przykładem może być sieć Euro Info Centre - stowarzyszenie producentów ułatwiające prowadzenie interesów na rynkach Unijnych, czy stowarzyszenia Ekointegrystów łączące integracje europejską z ochroną środowiska.
Pokażmy, więc teraz jak wygląda realizowanie PIS w praktyce.
Czym skorupka za młodu nasiąknie...
Kwestia integracji z Unią Europejską jest ważną sprawą o znaczeniu strategicznym. Nikt jednak nie udowodnił, że integracja z Unią jest jedynym i słusznym rozwiązaniem dla naszego kraju, toczy się na ten temat poważna debata polityczna. Pomimo tego już od początku lat 90. sprawa ta weszła z olbrzymim impetem do programu nauczania w naszych szkołach. Jest to wykorzystywanie szkolnictwa publicznego do propagowania pewnej linii politycznej, równie dobrze można by zacząć nauczać w szkole programu wyborczego określonych partii. Sensowne byłoby dostarczenie młodzieży rzeczowej i obiektywnej wiedzy o Unii, niestety nie jest to możliwe w systemie oświaty publicznej, który jest podporządkowany <200A>linii politycznej rządu. Obiektywizm jest jednak w tym wypadku mrzonką, tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Problematyka europejska wprowadzona została do programów nauczania na wszystkich szczeblach edukacji. Elementy kształcenia europejskiego zawarte są w nowej podstawie programowej, opracowanej dla zreformowanego systemu szkolnego - powstała specjalna ścieżka edukacyjna, tzw. "edukacja europejska". Trzy główne przedmioty szkolne, w trakcie, których omawiane są tematy europejskie to: historia, geografia i wiedza o społeczeństwie. Tematyka europejska pojawia się w szkole w formie międzyprzedmiotowej. MEN dopuścił do użytku szkolnego, program autorski dla gimnazjów pod nazwą edukacja europejska. Bazą przekazywania wiedzy są podstawy programowe. Na ich podstawie w wojewódzkich ośrodkach metodycznych przygotowywane są konspekty lekcji na tematy związane z integracją europejską. Realizowane są programy, dzięki którym m. in. stworzono edukacyjny pakiet multimedialny dla nauczycieli i uczniów zainteresowanych problematyką europejską "Pakiet Edukacyjny - Europa na co dzień". Przygotował go Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli, zawiera on podręcznik dla ucznia, poradnik dla nauczyciela, dwugodzinną kasetę video z filmami uzupełniającymi, oraz program komputerowy (gry dydaktyczne, schematy, mapy). Przeszkolono kilka tysięcy trenerów i nauczycieli.
Od siedmiu lat Polska uczestniczy w ogólnoeuropejskim konkursie "Europa w szkole". "...Celem konkursu jest krzewienie idei jednoczącej się Europy, włączenie dzieci i młodzieży w kształtowanie ogólnoeuropejskich wartości kulturalnych...". Równocześnie w zeszłym roku realizowany był teleturniej "EuroQuiz" dla gimnazjalistów pod patronatem MEN, Prezesa TVP S.A., Ambasadora w Przedstawicielstwie Komisji Europejskiej w Polsce we współpracy z UKIE, związany z przygotowaniem Polski do integracji z UE. Organizowano go we współpracy z wojewódzkimi kuratorami oświaty. Startowało 36 szkolnych drużyn wytypowanych z 6200 gimnazjów w Polsce. Zachętą do udziały był szokujące nagrody:
Ambasador Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce zaprosił na tygodniową wycieczkę do Brukseli uczestników Dużego Finału, czyli rywalizujące o zwycięstwo drużyny wraz z opiekunami.
Minister Edukacji Narodowej ufundował dla czterech szkół pracownie komputerowe o wartości 40 tys. złotych każda.
Wszyscy uczestnicy teleturnieju od BGŻ S.A. otrzymali Integrum MAAX - bankowe samodzielne konta dla młodzieży. Stan konta każdego członka drużyny zwycięskiej Wielkiego Finału wyniósł 3100 zł;
Na każdym etapie teleturnieju jego uczestnicy, opiekunowie i szkoły otrzymywali nagrody książkowe, multimedialne i prenumeraty czasopism ufundowane przez wydawnictwa. Tematyka europejska w różnym wymiarze pojawiła się na uczelniach wyższych - państwowych i niepaństwowych. W coraz większej liczbie szkół wyższych tworzone są tzw. studia europejskie przybierające różne formy - studiów licencjackich i podyplomowych, specjalności w ramach szerszego kierunku studiów, modułów kształcenia. Powstały nowe programy nauczania, na przykład specjalistycznych odmian języka angielskiego czy problemów dotyczących integracji europejskiej i polskiej transformacji społeczno-gospodarczej. Polska bierze także udział w programie międzynarodowej wymiany studentów i pracowników naukowych. Realizacja wielu inicjatyw oświatowych jest możliwa dzięki udziałowi Polski w edukacyjnych programach wspólnotowych, tj. "Sokrates", "Leonardo da Vinci", "Młodzież dla Europy" i "Tempus", których koordynacją zajmuje się Ministerstwo Edukacji Narodowej. Minister Edukacji Narodowej powołał Radę ds. Edukacji Europejskiej, złożoną z przedstawicieli środowisk naukowych, oświatowych i organizacji pozarządowych. Działa ona jako forum wymiany informacji oraz gremium inspirujące, koordynujące i promujące upowszechnianie wiedzy o Europie. Inną ważną formułą propagowania integracji z UE są tzw. Kluby Europejskie. Są one formą współpracy nauczycieli i uczniów na rzecz upowszechniania wiedzy o Europie. Inicjatywa powołania Szkolnych Klubów Europejskich pochodzi z Portugalii, do Polski trafiła w latach 90 za pośrednictwem Rady Europy. Obecnie w Polsce działa 1374 kluby, to więcej niż w całej Unii Europejskiej. Otrzymują one znaczące wsparcie od Fundacji Schumana, która organizuje szkolenia dla nauczycieli, wyjazdy pracowników fundacji z odczytami w teren, oraz wspiera znacznymi grantami organizowanie imprez proeuropejskich.
Abstrahując od sensowności wydawania pieniędzy na tego typu programy w sytuacji kryzysu finansowego polskiej oświaty, zastanówmy się nad całym problemem trochę z innej strony. Po pierwsze jako potencjalny rodzic, nie rozumiem dlaczego w publicznej szkole utrzymywanej m. in. z moich podatków moje dziecko ma się uczyć idei które są mi obce lub nawet sprzeczne z moim światopoglądem. Po drugie propaganda skierowana do dzieci, które z oczywistych powodów nie mają w pełni wykształconych przekonań jest co najmniej wątpliwa moralnie. Jest rzeczą skandaliczną, że ci sami ludzie, którzy krzyczą nam o prawach człowieka, o obronie demokracji, by urzeczywistnić swoje chore teorie do najlepszych i wypróbowanych metod systemów totalitarnych. Uderzenie do umysłu nieukształtowanego a szukającego swojej drogi życia, swoich wartości, umysłu kształtującego swój światopogląd jest jakże podobne do metod hitlerowskich i stalinowskich. Stawiając się jeszcze raz w roli rodzica, zastanawia mnie czy moje dziecko przepojone proeuropejską propagandą nie postąpi jak pamiętne radzieckie dziecko i nie doniesie władzom o moich przestarzałych "nacjonalistycznych, szowinistycznych i faszystowskich" poglądach. Jak to się skończyło w Związku Radzieckim pamiętamy, u nas póki co nie można iść za poglądy do więzienia, ale wszystko przed nami.
Dr Goebbels byłby dumny, czyli słów kilka o metodzie
W trakcie zakrojonej na szeroką skalę akcji informowania społeczeństwa stosuje się wiele metod i działa na wielu płaszczyznach naraz, obok wcześniej już omówionej działalności wydawniczej, oraz programu edukacji europejskiej jedną z najważniejszych kwestii jest przeprowadzanie i wykorzystywanie sondaży. PIS zakłada powołanie przez UKIE grupy roboczej koordynującej i inspirującej prace badawcze w zakresie informacji o integracji. Działalność grupy roboczej zapewniałaby wypracowanie szczegółowych założeń badań oraz analizę i konsultacje badań wśród ekspertów. Raporty sporządzane przez grupę roboczą byłyby podstawą doboru tematu i zakresu badań opinii publicznej. Przedmiotem badań powinny być następujące kwestie:
- stan wiedzy społeczeństwa o Unii Europejskiej
- stan świadomości społecznej o skutkach wejścia Polski do UE
- najskuteczniejsze formy komunikatu do poszczególnych grup społecznych w różnych rejonach Polski
- społeczny odbiór konkretnych metod prowadzonych działań informacyjnych
- poziom poparcia dla integracji europejskiej
- przyczyny determinujące postawy proeuropejskie i antyeuropejskie
- potrzeby informacyjne ogółu społeczeństwa i poszczególnych grup społecznych w zakresie integracji europejskiej
- monitorowanie przebiegu PIS pod kątem odbioru społecznego i możliwej korekty działań
- opinie o materiałach informacyjnych produkowanych w ramach PIS
- znajomość logo CIE jako znaku pilotującego PIS, rozpoznawalnego przez społeczeństwo.
Prowadzone są, więc szerokie badania sondażowe, przeprowadzane dla UKIE przez OBOP, CBOS i Pentor. Ich wyniki są nam prezentowane tak często jak się da, ale w specyficzny sposób. Otóż prezentuje się nam wyniki sondaży oto 60% jest za, 15% raczej przeciw, 15% zdecydowanie przeciw, a 10% nie ma zdania. Nie mam zamiaru rozwodzić się nad ich prawdziwością (nasuwa się porównanie z sondażami przedwyborczymi), chodzi przede wszystkim o to, że w grupie zwolenników integracji również istnieje podział na tych, którzy są raczej za i tych zdecydowanie za. W związku z tym, jeżeli mielibyśmy być rzetelni to wynik sondażu powinien brzmieć 60% za, 30% przeciw, 10% nie ma zdania. Kolejną ważną sprawą jest kwestia podkreślania zmian w czasie. Oto w ciągu siedmiu lat poparcie spadło z, 77% do 55%, gdy sprzeciw wzrósł z 6% do 30. Patrząc na sondaże w takim kontekście łatwo zauważyć, dlaczego "eksperci" nie przytaczają tych danych. Równie rzadko wspomina się inne wyniki sondaży. Otóż 74% zwolenników integracji zgadza się na nią tylko wtedy, jeżeli Polska będzie natychmiast po przystąpieniu korzystać z pełni praw członkowskich (chodzi tu zwłaszcza o okres przejściowy w związku z podejmowaniem pracy, aż 63% badanych uważa go za zbędny). 34% osób które nie głosują w żadnych wyborach (ok. 20% społeczeństwa) jest przeciwko integracji, ich ewentualny udział w referendum mógłby więc zdecydowanie zmienić jego wynik. 50% respondentów popierających integrację uważa, że najpierw niezbędne jest wzmocnienie naszej gospodarki. 66% boi się integracji w aspekcie kulturalnym, a 35% jest przekonanych, że jedynym motywem zjednoczenia ze strony państw zachodnich jest chęć opanowania polskiej gospodarki. Na politykę informacyjną wydajemy spore sumy pieniędzy, przyjrzyjmy się więc, jak w wyniku tych działań wyglądają sondaże dotyczące poinformowania o integracji. Otóż 69% badanych uważa że jest niedostatecznie poinformowana (spadek jest niewielki, rzędu 1-2% rocznie), a 67% sądzi że, większość ludzi nie wie dlaczego chciałaby zjednoczenia. Myślę, że dane te i ich nie publikowanie mówi samo za siebie.
Kolejnym ważnym aspektem metod propagandowych jest kreowanie złudnych wyobrażeń na temat UE. W oczach autorów wszelkich broszur, ulotek i programów, Unia jawi się jako ziemia obiecana, raj dla każdego niezależnie od poglądów, wiary czy przekonań. Jest dużą odwagą tak bezczelnie kłamać, bo jak inaczej można określić to co nam serwują? Oto Unia jest równocześnie chrześcijańską wspólnotą opartą o zasady wielkiej cywilizacji łacińskiej (wersja dla katolików) i krajem tolerancji dla wszelkich zboczeń (homoseksualizm) i przestępstw (aborcja, eutanazja, narkotyki, klonowanie) w wersji dla lewicowych liberałów. Dochodzi tu kolejny istotny z punktu widzenia moralności katolickiej problem. W ramach uprzedzenia ewentualnych argumentów przeciwników integracji spotykamy się ze swoistą akceptacją, a nawet promocją zła. Przebiega ona w dwóch nurtach, z jednej strony młodzieży oferuje się zdegenerowaną wizję życia uosabianą m. in. w postaci tzw. Love Parade. Pod postacią szczytnych haseł, takich jak wolność, pokój, tolerancja, uniemożliwia się krytykę, a wręcz promuje takie zjawiska jak narkomania, satanizm czy seks odarty z miłości i sprowadzony do zwykłej zwierzęcej kopulacji. No cóż, w końcu róbta co chceta. Drugi nurt sprowadza się do uderzenia w nasze uczucia, wzbudzenia w nas współczucia i litości dla zachowań, które normalnie są przez nas odrzucane jako niemoralne. I tak z odbiorników TV i kolorowych gazet wyzierają wstrząsające historie bitych, a tak bardzo sympatycznych pedziów, prześladowanych krisznowców, cierpiących staruszków błagających o eutanazj, oraz biednej zgwałconej kobiety, której faszystowskie prawo zabrania aborcji. Te w świetny sposób wyreżyserowane i niemożliwe do zweryfikowania programy sprowadzają ważne problemy do postaci jednostkowego cierpienia, które każdemu może się przydarzyć i które dla nikogo nie może pozostać obojętne. Dla w pełni ukształtowanych moralnie osobowości programy takie nie są aż tak dużym zagrożeniem, ale co z dziećmi i młodzieżą słyszącą z wszystkich stron, że homoseksualizm jest czymś normalnym, atakowaną przez muzykę propagującą narkotyki lub spirytyzm.
Zapadła jeszcze jedna dziwna moda, rzecz dotyczy jakże ważnej dla procesu informacji sprawy, jaką są polskie media. Do tego, że są stronnicze a ich obiektywizm sprowadza się do obiektywnie dużej sumy pieniędzy, zdążyliśmy się przyzwyczaić. Co do ich rzetelności też nie mamy złudzeń, etykę zawodową najlepiej obrazuje przykład dziennikarza pewnej komercyjnej stacji TV, który zapłacił młodemu chłopakowi za wtargnięcie na teren ambasady Rosji w Poznaniu, aby nakręcić materiał o wrogości Polaków do Rosjan. Ale uważny obserwator dostrzeże, że ta jakże zacna grupa zawodowa wprowadziła ostatnio nowy trik. Na pozór mało znaczący, wręcz niezauważalny, a bardzo wymowny. Oto większość podawanych nam faktów, nie ważne, z jakim tematem związanych okraszana jest pewnym małym dodatkiem. Bez znaczenia czy jest to polityka, historia, kultura czy sport, w którymś momencie dziennikarz napomni o nieodzownym wejściu do UE Kiedy pojawiają się te dwa magiczne słowa zanika tryb przypuszczający, dla dziennikarzy przekonanie o tym, że Polska wejdzie do Unii, jest czymś tak oczywistym, że nie widzą potrzeby pokazania alternatywy. Inteligentny człowiek nawet, jeżeli to zauważy, skomentuje to co najwyżej paroma zdaniami o niekompetencji bądź głupocie dziennikarzy. Ale problem jest poważniejszy, to nie głupota czy nawet obsesja związana z integracją europejską, lecz znane zjawisko z dziedziny psychologii społecznej. Jak mawiał arcymistrz propagandy dr Joseph Goebbels "kłamstwo powtarzane wielokrotnie staje się prawdą". Niewielkie kłamstewko zasłyszane wielokrotnie w ciągu dnia odnosi pewien sukces, wszak 7% Polaków już dziś jest przekonanych, że Polska jest członkiem UE.
Próba krótkiej reasumpcji
Mamy nadzieje, że udało się nam pokazać naszym czytelnikom jak olbrzymi wysiłek wykonuje nasze państwo w celu rzetelnego, uczciwego i szybkiego informowania społeczeństwa o kwestiach związanych z integracją europejską. Policzmy więc ile nas to kosztuje i czy przynosi oczekiwane rezultaty. Na pozór wydawałoby się to prostą czynnością, wystarczy przejrzeć budżety z ostatnich lat i policzyć ile państwo wydało na działalność informacyjną i funkcjonowanie UKIE. I tu zaczyna się problem, otóż wydatki UKIE jako jedynego urzędu w kancelarii premiera nie są wyszczególnione w budżecie. Również ogólne koszty integracji nie pozwalają niczego wywnioskować, gdyż łączna kwota ginie gdzieś w setkach drobnych pozycji "Integracja Europejska", przypisanych poszczególnym strukturom. Próby uzyskania danych z samego UKIE kończą się stwierdzeniem o potrzebie konsultacji prawniczych, co do zakresu udzielanych informacji. Wydaje się więc, że kwestia finansowania integracji jest sprawą przynajmniej tajną. Jedyne odpowiedzi możliwe do uzyskania są szacunkowe i nieprecyzyjne np. nakład broszur wynosi między 30 a 300 tysięcy egzemplarzy. Dziwi to szczególnie w kontekście oskarżania polityków eurokrytycznych w czasie kampanii, o podawanie zawyżonych i niedokładnych danych. Niektórzy argumentują, że koszty informowania nie są wcale duże, bo większość pokrywają dotacje z Unii. I tu pojawia się kolejny problem, oto rzetelną informację o UE, ma się robić za pieniądze tejże Unii. Czy coś takiego jest możliwe? Nie dziwi, więc fakt, że słowo "informacja" można by w języku naszych rodzimych eurokratów zamienić na "reklama". Gdyby była to, chociaż reklama fachowo przeprowadzana, ale nie - tu partactwo wyłazi na każdym kroku. Strony internetowe są kiepskiej jakości i nie uaktualniane, broszury pełne są błędów i nikt nic o niczym nie wie. Proponujemy, więc urzędnikom zmianę nazwy z CIE na CRE - Centrum Reklamy Europejskiej, a obywatelom rozważenie, na co idą ich ciężko zarobione pieniądze.
Jarosław Komorniczak
Maksymilian Gibes
Jak uzyskać informacje?
"obywatel ma prawo, do uzyskania informacji o działalności organów władzy publicznej, oraz osób pełniących funkcje publiczne."
Art. 61 Konstytucji RP
Telefon nr 1.
- Dzień dobry, chciałbym się czegoś dowiedzieć na temat kosztów i finansowania informacji o integracji z UE.
- A, kim Pan jest?
- Zwykłym człowiekiem.
- A, po co to Panu?
- Czy to jest tajne?
- Ale, po co to Panu? Zresztą to nie nasz dział, proszę zadzwonić do...
Telefon nr 2.
- Dzień dobry, chciałbym się czegoś dowiedzieć na temat kosztó i finansowania informacji o integracji z UE.
- A, kim Pan jest?
- Zwykłym człowiekiem.
- A, po co to Panu
- Czy to jest tajne?
- Ale, po co to Panu? Zresztą to nie nasz dział, proszę zadzwonić do...
Telefon nr 3.
Sytuacja, niestety, analogiczna.
Z taką formułką spotykaliśmy się za każdym razem, gdy próbowaliśmy się dowiedzieć czegoś na temat form finansowania, po wykonaniu kilku telefonów kierowano nas zazwyczaj z powrotem do biura od którego zaczynaliśmy.
PUBLIKACJE WYDAWANE NAKŁADEM UKIE I CIE:
- "BIBLIOTECZKA PRZEDSIĘBIORCY" - seria wydawnicza mająca w 15 broszurkach (dotychczas ukazało się 10 min. "Prawo pracy w UE", "System podatkowy UE", "Konkurencja z wyjątkami") przybliżyć polskim małym i średnim przedsiębiorcom zasady funkcjonowania wspólnego rynku i prowadzenia działalności gospodarczej w Unii. Niestety na kilkunastu stronach spisano kilka banałów wzmocnionych sloganami, trudno na przykład dowiedzieć się z tych broszurek o nieuniknionym wzroście podatków po wejściu do Unii, czy też nauczyć się jak przetrwać w gąszczu dyrektyw, koncesji i zezwoleń.
- "BROSZURY INFORMACYJNE" - seria niewielkich broszur tematycznych mających łatwo i przystępnie obrazować wybrane zagadnienia związane z Integracją. Dotychczas ukazało się 14 pozycji (m.in. "UE dla kobiet", "Kościoły w UE", "Ludzie złotego wieku w UE", "UE a rodzina"). O ich poziomie może świadczyć broszurka "Kościoły w UE" - znaleźć tu można wiele ciekawych informacji. Podkreślane są chrześcijańskie korzenie Unii, przypominani są "chrześcijańscy ojcowie założyciele", dowiadujemy się że dwanaście gwiazd na fladze symbolizuje min. dwunastu apostołów, a dzięki dobroci Unii w Europie działa wiele organizacji katolickich. Przybliżane są też problemy natury moralnej, jak np. aborcja - "... w tej kwestii Unia pozostawia swoim członkom pełną swobodę decyzji..." - nikt nie mówi o Irlandii, która ze względu na członkostwo w Unii musiała głosować za aborcją na konferencji w Kairze (wbrew wszystkim krajom katolickim).
- "INFORMATORY" - rozszerzona wersja broszur informacyjnych, na razie liczy sobie 6 pozycji. Troszeczkę lepsze od swoich poprzedników, ale wciąż pełno ogólników i przekłamań.
- "MONITOR INTEGRACJI" - periodyk o charakterze dwumiesięcznika dotyczący głównie zmian w prawodawstwie. O jego w miarę obiektywnym charakterze decyduje fakt, że zawiera głównie przedruki ustaw dostosowawczych. Do dziś ukazało się 45 numerów.
- "BIULETYN" - zbliżony charakterem do "Monitora Integracji", również przedruki ustaw, rocznie ukazuje się kilka numerów o objętości średnio 120 stron.
- "GLOSARIUSZ" - słownik angielsko-francusko-niemiecko-polski pełen słownictwa fachowego, publikacje mają charakter tematyczny np. "Prawo", "Gospodarka".
- "INTEGRACJA" - miesięcznik o tematyce europejskiej, ukazuje się od 1997 roku w nakładzie 10 tys. egzemplarzy.
Te publikacje mają charakter stałych serii wydawniczych tworzonych przez UKIE i CIE, oprócz tego instytucje te współfinansują wiele inicjatyw "społecznych". Przykładem może być tutaj "Gazeta gmin, powiatów i województw RP" wydawana przez Stowarzyszenie Gmin i Powiatów Małopolski - pełniące funkcje RCIE. Stowarzyszenie to wydaje również publikacje książkowe, przykładem może być książka "Młodzi Polacy o Integracji Europejskiej" zbiór krótkich esejów autorstwa uczniów małopolskich gimnazjów i szkół średnich. W tej jakże ważnej i ciekawej publikacji na 22 teksty, aż dwa mają charakter eurosceptyczny!!!
EURO INFO CENTRE
Projekt Euro Info Centres (EIC) powstał w Komisji Wspólnot Europejskich w 1986 roku jako jeden z kluczowych elementów polityki wspierania małych i średnich przedsiębiorstw. Celem projektu było stworzenie narzędzia do komunikacji pomiędzy Komisją Europejską a małymi i średnimi firmami oraz udzielenie pomocy przedsiębiorcom pragnącym dostosować się do szybko zmieniającej się rzeczywistości ekonomicznej. Centra Euro Info są afiliowane przy rozmaitych organizacjach wspierających rozwój gospodarczy, takich jak izby przemysłowo-handlowe, agencje rozwoju regionalnego, centra wspierania przedsiębiorczości, itp. Działają one na zasadzie non-profit. Centra są współfinansowane przez Komisję Europejską i instytucje afiliujące. Obecnie działa blisko 300 Euro Info Centres w Europie i krajach basenu Morza Śródziemnego. W związku z dużym zainteresowaniem siecią Euro Info Centres, jakie wykazały kraje spoza Wspólnot, oraz zainteresowaniem małych i średnich przedsiębiorstw z Unii nowymi rynkami, Komisja Wspólnot Europejskich podjęła pod koniec 1990 roku decyzję o rozszerzeniu sieci. W jej rezultacie ustanowione zostały Centra Korespondencyjne a prawo do otwarcia takiego Centrum otrzymały kraje zrzeszone w EFTA (Europejska Strefa Wolnego Handlu) oraz objęte programem PHARE, w tym także Polska. W 1994 roku, dla ułatwienia dostępu do usług Euro Info, podjęto decyzję o utworzeniu podsieci polskich Przedstawicielstw Regionalnych. Obecnie działa ich 12: w Białymstoku, Gdańsku, Kaliszu, Katowicach, Kielcach, Krakowie, Lublinie, Rzeszowie, Szczecinie, Toruniu, Wałbrzychu i Warszawie.
Program "Negocjator"
Zostań "Negocjatorem"!!! - Symulacje negocjacji o członkostwo Polski w UE - II edycja - 2001/2002
Organizatorzy: Fundacja Batorego, Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli, Fundacja Młodzieżowej Przedsiębiorczości, Fundacja Rozwoju Demokracji Ludowej, Polska Fundacja im. Roberta Schumana.
"... "Negocjator" to konkurs dla młodzieży i nauczycieli szkół ponadgimnazjalnych, zainteresowanych tematyką integracji europejskiej oraz działaczy szkolnych klubów europejskich. Konkurs polega na symulacji negocjacji Polski z Unią Europejską. Główną nagrodą jest wyjazd studyjny do instytucji europejskich w Brukseli..."
Ten jakże fascynujący konkurs, organizowany pod honorowym patronatem Głównego Negocjatora RP i ambasadora Komisji Europejskiej ma na celu przybliżenie naszej młodzieży problemów, jakie stają przed negocjatorami, oraz wykazać szanse, jakie otwierają się przed naszym krajem w czasie negocjacji. Interesujące jest to czy młodzi ludzie tak jak nasi oficjalni przedstawiciele pójdą na wszelkie ustępstwa byle tylko uzyskać członkostwo w Unii? A może wręcz przeciwnie wynegocjują warunki zgodnie, z którymi to Unia Europejska wejdzie do Polski? Tylko jak to się przełoży na rzeczywiste negocjacje? Tutaj raczej nie ma wątpliwości.
KONKURS "EUROPA W SZKOLE"
Tematy dla wszystkich grup wiekowych:
Urodziłem(-am) się w Europie - poznaję ją poprzez baśnie i legendy.
Ulubione zabawy i zabawki dzieci europejskich - wczoraj, dziś i jutro.
Grupa wiekowa 10-13 lat:
Prace pisemne, komputerowe, plastyczne, filmowe i fotograficzne:
Mój dom i rodzina, moja miejscowość, mój kraj - jakie przekazane mi wartości najbardziej cenię? Na jakich wartościach chciałbym budować swoją przyszłość, przyszłość Kraju we wspólnocie Europejskiej?
Dlaczego warto podać sobie dłoń, pomimo doznanych krzywd.
Grupa wiekowa 14-16 lat:
Prace pisemne, komputerowe, plastyczne, filmowe i fotograficzne:
"Pamięć - odpowiedzialność - przyszłość" - jako zasada kształtowania stosunków między młodymi Europejczykami.
Udział Polaków w budowaniu historii Europy.
Grupa wiekowa 17-21 lat:
Prace pisemne, komputerowe, plastyczne, filmowe i fotograficzne:
"Przeszłość nie wraca jak żywe zjawisko, jednak nie umiera..." - współżycie Polaków z innymi narodami wczoraj, dziś i jutro.
"Tylko, że aby drogę mierzyć przyszłą, trzeba koniecznie pomnieć, skąd się wyszło" (Cyprian Kamil Norwid) - jedność z różnorodności - jakie wydarzenia z historii Europy są najważniejsze dla tworzenia wspólnej Europy?
Myślę, że powyższe tematy nie wymagają większego komentarza, ja osobiście chętnie przeczytałbym pracę pięciolatka z Białej Podlaskiej na temat "Ulubione zabawy i zabawki dzieci europejskich - wczoraj, dziś i jutro".
AUTORYTETY W PROGRAMIE INFORMOWANIA SPOŁECZEŃSTWA
W procesie propagandowym jest niezmiernie ważną sprawą, by opierać się na wybitnych autorytetach, w związku, z czym propagandziści UE mają dwa sposoby działania. Pierwszy to tworzenie sztucznych autorytetów, wynoszenie ponad szary tłum ludzi, którzy są całkowicie poprawni politycznie. W Polsce to m. in. Geremek, Michnik, Mazowiecki, na zachodzie ludzie tego samego pokroju, Schuman, Fischer czy Adenauer, obrońcy demokracji, praw człowieka, zwolennicy federacji europejskiej. Drugi sposób to korzystanie z niezależnych autorytetów, tylko forma się troszkę zmienia, gdyż inaczej niż w poprzednim przypadku nie promuje się osoby, ani całości wystąpień i opinii. W tym wypadku propagandziści postępują trochę jak Świadkowie Jehowy, mianowicie wyrywają z kontekstu jedno zdanie i tylko na tym zdaniu formułują wnioski, które potem szeroko propagują. Bezczelność jest o tyle niewybaczalna, że dotyczy wypowiedzi Ojca Świętego Jana Pawła II. Niezależnie od tematu, niemal we wszystkich opracowaniach informujących o UE, cytuje się słowa Papieża mające nas nakłonić do wstąpienia do "Europy". Zdanie wyrwane z kontekstu jest jednak niewiarygodne w znaczeniu sensu całości wypowiedzi i to jest pierwsze oczywiste przekłamanie. Drugą nie mniej istotną delikatnie zwąc nieprawością jest dyplomatyczne zapominanie o całości nauki Jana Pawła II. Dlaczego nie mówi się tak głośno o stosunku Kościoła do wszech obecnej demoralizacji w Europie? Dlaczego nie przytacza się wypowiedzi Papieża i innych hierarchów Kościoła w kwestii eutanazji, aborcji, homoseksualizmu itp.? Odpowiedź jest jedna, za duże pieniądze można wynająć zarówno dobre autorytety jak i dobrych propagandzistów.
hizballah ty to piszesz ale wiekszosc osob nawet tego nie przeczyta tak to juz jest ze ludzie wola kiczowate pochody , happeningi ,mydlenie oczu, wypowiedzi popularnych rzadko kompetentnych osob ,coz jestesmy narodem cholernie podatnym na klamstwo i propagande...
ci co to przeczytali i wciaz popieraja unie powinni sie zastanowic dlaczego tego typu argumenty nie sa udostepniane przez telewizje PUBLICZNA, za ktora ja jako obywatel przeciwny unii jestem ZMUSZONY placic...
to co sie obecnie dzieje to ******lona indoktrynacja unioeuropejska...