Heh, tak sobie przeglądam to forum (jestem tu po raz pierwszy, zawędrowałem po linku z innej witrynki), fajnie sobie tu piszecie, chyba sensowne towarzystwo... no i tak mnie naszło na myślenie (ostatnio często nachodzi, hehe). Więc pomyślałem co tam, podzielę się swoją historią, jak chociaż jednej osobie to uratuje skórę, to już coś.
Więc może trochę o mnie, tak na początek. Ciut ponad 29 lat, duże miasto z centralnej polski, dobry zawód, na brak kasy nie narzekam, chociaż w głowie mi jej nadmiar też nie zawrócił. Jestem zadowolony z tego co robię, a poza tym jestem od 7 lat żonaty i mam dwójkę dzieci. Co więcej? Mam spie****ne życie i to raczej już na amen.
Jak widać, wziąłem ślub będąc szczylem jeszcze. Czy ją kochałem? Teraz trudno mi powiedzieć. Nie pamiętam. To co jestem w stanie sobie przypomnieć, to że od początku w tym związku mi nic nie pasowało, nie mówię tu jeszcze o małżeństwie, tylko o pierwszych dniach kiedy "byliśmy razem". Odsuwanie mnie kiedy chciałem ją przytulić. Jakieś strachy przed okazywaniem uczuć przy ludziach (mówię tu o takich zbereźnościach, jak objęcie ręką). Itd. Więc dlaczego? A no bo byłem zakompleksionym gówniarzem, który był przekonany że nigdy nie pozna kobiety, która by go chciała. Więc się hajtnąłem z pierwszą która mnie chciała, mimo że była to osoba której raczej - tak mi się teraz wydaje - już wtedy (a może nigdy) nie kochałem.
Co jeszcze? Jestem z osobą, która nie tylko przetrzymała mnie przez ponad 3 lata (dopiero po ślubie, mój drogi), ale jeszcze przetrzymała mnie przez dodatkowy tydzień (nie jestem jeszcze gotowa, muszę się najpierw przyzwyczaić że śpimy razem), która nie uznaje antykoncepcji (pigułki szkodliwe, prezerwatywa obrzydliwa itd. a poza tym to wszystko obraza boska), z którą w zasadzie nie rozumiemy się w żadnym temacie, z którą seks zdarza się raz na 2-3 miesiące (i gdybym osobiście nie pilnował jej kalendarzyka, to pewnie byśmy mieli teraz znacznie więcej dzieciaków - dwójka pierwszych to po naszych dwóch pierwszych razach, co strzał to w dziesiątkę, a potem dwa lata przerwy bo w ciąży to nie, a potem to też nie). Co gorsza w łóżku jest osobą totalnie oziębłą i w sumie chyba więcej przyjemności sprawia mi jak sobie sam dobrze robię, niż z nią. Poza tym: jest osobą nudną, pozbawioną jakichkolwiek pasji, nieładną, nie dba o siebie (nie widziałem jej NIGDY w makijażu, zawsze te same ciuchy mimo że pieniądze pozwalałyby na to, żeby raz na miesiąc-dwa latała na zakupy do Paryża, włosy zawsze zmierzwione, po domu chodzi w brudnym ubraniu). Marudną - zawsze niezadowoloną z siebie, z życia, z innych, z własnych ciągłych niepowodzeń - które są naturalne, bo żeby coś komuś wyszło, to musi się angażować, a nie robić wszystko byle jak, byle było.
Nie zrozumcie mnie źle, kocham moje dzieci mimo że ich pojawienie się było kompletnie nie w porę. Gdyby ich nie było to już dawno bym zwariował w tym związku - niestety, coraz częściej pojawiają się myśli, że gdyby ich nie było, to już b. dawno bym z tego związku zrezygnował. Bo uwierzcie, nie da się żyć z osobą z którą Cię kompletnie nic nie łączy - żadnej wspólnoty myśli, żadnego wspólnego uniesienia ciał, żadnej miłości. Tzn. z mojej strony, bo ona jest w dalszym ciągu kompletnie we mnie zakochana i cierpi widząc, że ja mam jej raczej serdecznie dość...
A więc: żyję w związku którego nie powinno nigdy w ogóle być. Tu pierwsze ostrzeżenie - nie bądźcie głupi i dobrze przemyślcie, popatrzcie na swoją wybrankę/wybranego spoza perspektywy swojej osoby, swoich kompleksów, obaw itd. Po drugie - co by nie było lekko, ranię tą osobę na codzień bo nie umiem jej kochać. Po trzecie - mam dzieci więc b. ciężko się z tego wyplątać (nie wiem jak u Was, ale u mnie i u niej w rodzinie rozwody praktycznie nigdy nie miały miejsca, nie ma informacji o takowych wydarzeniach w ostatniej 50-latce - więc jest 'presja społeczna' na trwanie związku, są względy materialne które bardzo rozwód utrudniają - niemal do niemożliwości, no i jest jak zawsze w takich przypadkach strach przed decyzją). Po czwarte - znów - mam dzieci, przed którymi na razie się udaje ukrywać wszystkie problemy, ale niedługo zaczną widzieć i rozumieć znacznie więcej - więc będziemy ranić także i je.
Czy może być jeszcze gorzej? Ależ owszem, może.
Zapragnąłem, oj ja głupi, szczęścia. Poznałem kogoś. Prawdziwą Kobietę. Taką która wie czego chce w życiu i konsekwentnie to realizuje. Która dba o siebie. Która jest piękna, przebojowa, wesoła, energiczna, dobra, zaradna, ma poczucie humoru, nie ma dziwnych uprzedzeń, nie jest chorobliwie religijna, która ma świadomość własnego ciała i umie się nim cieszyć, która lubi seks i nie ma żadnych chorych oporów w łóżku. Którą kocham jak nigdy nikogo i która także mnie kocha jak nigdy nikogo. Dla której jestem dopiero drugim mężczyzną w życiu...
...i któremu oddała więcej niż komukolwiek, ponieważ pierwszym był jej mąż z którym wciąż pozostaje w związku. Od lat, mimo że nie kocha, mimo że jest przez niego poniżana bo ma za duże ambicje dla tego chłopka-roztropka ze wsi, mimo wszystko - bo też ma dzieci. Trójkę, w tym jedno chore, co dodatkowo komplikuje całą sytuację.
I tu moje główne ostrzeżenie: nie dajcie się ponieść chęci bycia szczęśliwymi jeżeli będziecie w podobnym beznadziejnym stałym związku jak ja czy Moja Kobieta Życia. To wszystko miało być takie proste, a jest takie cholernie trudne... Miało (i jest) być takie piękne, ale kosztuje to tyle bólu... Każda chwila którą musimy spędzić osobno... Każdy dzień spędzony z osobą, do której nic się nie czuje zamiast z tą, za którą by się cały świat oddało... i wie się, że ten świat to i tak za mało żeby z nią być... I że nigdy się nie będzie... chyba że za jakieś długie lata kiedy dzieci dorosną i pójdą w świat, i będzie można przestać się o nie tak martwić... Czekamy na ten dzień ale ile czasu wytrwamy? Czy nie będziemy mogli tak żyć i spróbujemy zapomnieć o sobie? Na dziś wydaje nam się to niemożliwe (tak, rozmawialiśmy o przyszłości i jedyne co nam z tego przyszło to poczucie beznadziei... i pocałunki przez łzy żeby się jakoś pocieszyć). Czy zrezygnujemy z naszych związków żeby być RAZEM? Ale żadne z nas nie potrafi się zdobyć na to żeby tyle zburzyć, wyrządzić tyle krzywdy dla własnego szczęścia - bo w gruncie rzeczy, mimo zdrady, mimo obłudy która rządzi w naszych życiach to jesteśmy dobrymi ludźmi, jestem tego pewien co do Niej i mam nadzieję co do siebie. A może jednak po prostu wytrwamy? I przyjdzie taki dzień, kiedy w końcu będziemy naprawdę RAZEM? Życzcie nam tego... I uważajcie na swoje życie, żeby się głupio nie wpakować jak jak Ona czy ja.
Przepraszam za taki dołujący wątek. Musiałem się podzielić - może chociaż jedną osobę uchronię przed błędem, to już będzie coś. Późno już, idę śnić o mojej Kochanej... u boku kobiety która nic nie zawiniła, bo to ja się zdecydowałem na ślub z niekochaną. Nikomu nie życzę...
Rozumiem Twoją sytuację, ale... jak dla mnie ostrzeżenie przed dązęniem do własnego szczęścia to totalna głupota.
Poza tym, o jakiej presji społecznej Ty mówisz? Czy to jest ważniejsze dla Ciebie niż zabijająca świadomość, że jesteś z osobą której kompletnie nie kochasz?
Dzieci... Dzieci są zawsze "problemem" na drodze do szczęścia, co? Przeciez ich nie opuścisz, kochasz je i nie prrzestaniesz być ich tatą.
Nie miałabym takiego problemu jak Ty... Bo kiedyś tam, chciałabym im wytłumaczyć jak ważne jest to, czego pragniemy my... Jak cholernie destrukcyjnym rozwiązaniem jest rezygnowanie z własnego szczęścia, jak bardzo niszczy relatywizm moralny, i że przy tym wszystkim, w tej cholernej machinie przeciwności, musimy zachować twarz i być tylko człowiekiem...
Nie mówię, że to jest proste... To na pewno jeszcze o wiele bardziej złożone, ale dla mnie rozwiązanie istniałoby jedno...
chujowa sytuacja.szczerze wspolczuje.mysle, ze jednak musisz cos zrobic bo dalej sie meczyc to tez niedobrze!tak jak wyzej-wiadomo ze nie bedzie latwo,ale wyjscie jest
Zmieniony przez - katani w dniu 2006-04-10 07:17:12
_______________________________
1812 - klęska Napoleona pod Moskwą
1912 - katastrofa Titanica
2012 - Mistrzostwa Europy w Piłce nożnej w Polsce i na Ukrainie
Troszke*****owa sytuacja, pogadaj z nia moze zeby sie zmienila, powiedz jej co tobie w neij nie pasi itp. ROzmowa w zwiazku to podstawa
_______________________________
wixa:-}
mądry i pouczający post. podziwiam że w tak kiepskiej sytuacji masz jeszcze siłe i chęć żeby pomagać innym
_______________________________
uważaj na marzenia bo one sie spełniają
Zawodny, ale o jakim my tu zwiazku rozmawiamy? Przeciez on jej nie kocha, kocha kogo innego ... I co, jak sie zmieni odrobine to ja nagle pokocha? Nie Ma Bata, zawsze podczas tego jednego razu na 2 miechy, bedzie wspominal tamta, ktora dawal mu PRAWDZIWE i NIE WYMUSZONE szczescie.
Jak dla mnie jest wyjscie. Skoncz to i miej nadzieje, ze dzieci beda madre i kiedys zrozumieja. Nie ma co sie bawic w takie cos, a rodzinami sie nie przejmuj. Twoja zrozumie, ze chcesz byc szczesliwy, a jej ... No coz, tu chyba nie trzeba nic mowic. Wpakowales sie, ale wyjscie masz i ja bym z niego skorzystal. To nie jest zwiazek, nie jest milosc a meczarnia. Nic wiecej.
Pozdrawiam, mam nadzieje ze w koncu dasz rade i zrobisz co trzeba. Pamietaj, ze na razie spieprzyles sobie kilka lat, a reszta zycia przed Toba. Spraw zeby ta reszta byla taka, o jakiej zawsze marzyles.
SG na pocieszenie
Zmieniony przez - S-man w dniu 2006-04-10 08:53:06
_______________________________
Kocham Cie mycha :)
Czlowieku RATUJ SIE ! Przeciez z powodu jednego bledu nie mozesz s******lic sobie calego zycia !!!!
_______________________________
"Cześć kle0 jestem nie wiem czy mnie kojarzysz byłam pare lat z deberem z forum"
może dzieki temu postowi ktoś zastanowi się nad decyzjami w swoim życiu
misiek77 - przemyśl dokładnie kwestię rozstania ze swoją żoną, bo jeśłi będziesz czekał "aż dzieci podrosną i zrozumieją" to nabawisz się choroby psychicznej w tym związku
sog
_______________________________
..:Była Moderator Działu SEKS:..
Dobra teraz na poważnie. Fakt sytuacja beznadziejna, nic do pozazdroszczenia, zwłaszcza że sam się w to wpakowałeś. Znalazłeś inną kobietę, która ci odpowiada, masz dobrą kochankę i chciałbyś z nią być. Ok. Co do "presji społeczeństwa" nie oglądaj się na to. Nie ma sensu patrzeć na innych jak zareagują. Ważniejsze jest chyba twoje szczęście. Co do żony, tutaj rozmowa nic nie pomoże bo pewnie takich rozmów było setki. I tak cię podziwiam, że wytrzymałeś tyle. Trudno będzie, ale może powinieneś rozwazyć rozwód? No i wcześniej zamin sie zdecydujesz na to musisz wszystko ustalić z tą drugą kobietą. Czy ona poradzi sobie ze swoim facetem i jak duży wpływ będzie to miało na dzieci. Właśnie, dzieci. Teraz jeszcze są małe, potrzebują opieki obojga rodziców. Ojca też. Jesli zdecydujesz się na rozwód będzie trudniejszy kontakt, bo pewnie twoja żona będzie chciała cię od nich odciąć. I tu jak sądzę, jest największy problem. U twojej kochaniki też. Czasami jest to bariera nie do pokonania przez innych i męczą sie w takich związkach. Ale może watro przez jakiś czas pomęczyć się jeszcze bardziej aby później być szczęśliwym. Pozostaje jeszcze jednak kwiesta. Jak dzieci podrosną, mogą (raczej na pewno) bedą miały ci za złe, że zostawiłeś je same z matką. Trudna sytuacja, ale jest to do przejścia, ale kosztuje wiele wysiłku.
Przeczytalam caly twoj post..tak sie zamyslilam.. mam te 18 latek, chlopaka, kochamy sie i jest wszystko git..nie widze jego wad, tylko same zalety..ale tak mysle.. jak to bedzie w dalszym zyciu..sa osoby ktore tak bardzo sie do siebie przyzwyczajaja ze po prostu sa ze soba ..i nie zauwazaja ze juz nie ma tej milosci.. masz faktycznie pogmatwana sytuacje, ale na pewno jest z niej jakies wyjsc ie..wiem, co ci moze radzic 18-letnia dziewczyna praktycznie bez zadnego takiego doswiadczenia.. to nie jest temat "czy moze byc w ciazy" ani "mam za szybko wytrysk" :P ale zycie..samo zycie.. wspolczuje Ci..tylko tyle moge napisac.. ale uzjnaje tez zasade, ze jak juz sie nie wie co robic, to najlepiej nie robic nic..Moje zycie pokazalo mi wiele takich sytuacji bez wyjscia..trzea to zostawic tak jak jest..czasem los sam wybiera najwlasciwsze rozwiazania..a ta kobieta ktora kochasz naprawde - nie strać jej.. bo widocznie to jest twoja prawdziwa milosc..i chocbycie nie mogli byc razem w zwiazku malzenskim ( ze wzgledu na "trudnosci rozwodowe" ) to naprawde - kochaj ją z całych sił
_______________________________
Jestem kobietą, czyli jedną z najpiękniejszych istot na ziemi..