Sprawdź ile procent masz tłuszczu |
Pije w sposób kontrolowany od 5 lat. Nie wierze, ze alkoholizm to choroba.
Na wstępie informuje, ze nie chce nikogo obrazić. Szanuje wasze wybory i przekonania, mam jednak swoje
i chciałem je przedstawić. Jeżeli ktoś zechce ze mną polemizować, chętnie będę odpowiadał.
No to zaczynamy.
Z perspektywy alkoholu (alkohol w moim życiu) moje życie dzieli się na 3 etapy. Wczoraj skończyłem 45 lat.
Do 25 roku życia praktycznie nie piłem żadnego alkoholu. Tylko okazyjnie, nie wielkie ilości, nigdy regularnie.
Nigdy nie kupowałem alkoholu na później, nie zbierałem go, nie planowałem, nie myślałem o nim. Upijałem się na imprezach,
tak jak każdy. Uprawiałem sport, uczyłem się, założyłem rodzinę, skończyłem studia.
Dziś już dokładnie nie pamiętam, ale nagle zacząłem pic regularnie. Miałem wtedy pewnie 25 lat.
Takie regularne picie trwało do 40 roku życia. To regularne picie to picie codzienne, naprawdę z rzadkimi przerwami. Na początku
okresy nie picia bywały dłuższe, na przykład 12 miesięczne, kiedy postanowiłem poprawić wygląd i chodziłem na siłownie.
Regularne codzienne picie stało się nawykiem. Ilości to średnio 0.5l czystej wódki, najczęściej w drinkach w rożnych alkoholach.
Przez pierwsze 12 lat picia nigdy nie piłem przed powrotem z pracy. Regularnie po przyjściu do domu zaczynałem maraton. Nie przepadam
za piwem ale mam zwyczaj picia wszystkiego i mieszania jak przyjdzie ochota. Tak wiec mogło być 2 wina i 3 piwa albo 4 driny po 100g
i 2 piwa przed snem.
I tak każdego albo prawie każdego dnia. Kiedy nie piłem ? Jak coś przypadkiem wypadło. Dni bez alkoholu to były wyjątki w mojej rutynie.
Przez pierwsze 12 lat picia nigdy nie miałem nawet najmniejszej refleksji, ze robię coś nie tak. Nigdy nie zawaliłem niczego,
ani w pracy ani w domu z powodu picia. Na palcach jednej reki mogę policzyć dni, kiedy miałem kaca albo chorowałem w ciągu tego czasu
z powodu przepicia. Do dziś pozostaje w stałym związku, mam szczęśliwa rodzinę i jestem zamożny dużo powyżej średniej.
W tym momencie warto, abym wspomniał o mojej rodzinie, moim zachowaniu po alkoholu i sposobie picia.
Alkohol zawsze działa na mnie jak katalizator. Jeżeli mam dobry humor, to wzmocni, jak mam dola, to mam gorszego. Moje picie
to przede wszystkim picie w samotności. Imprezy są rzadkie, najczęściej jest butelka i ja w domu. Prawie zawsze pije przy robieniu czegoś,
czy to pracy zarobkowej, rozrywce czy obecności rodziny. Moja zona jest abstynentka, alkohol ja nie interesuje. Alkohol nigdy ale to nigdy
nie szkodził mi w pracy (ogólnie mówiąc, pracownik umysłowy). Paradoksalnie, wtedy kiedy poprawiał mi humor, działał na plus.
Moje picie odbywało się obok moich domowników, moje dzieci od urodzenia są świadkami, ze tata pije alkohol. Podczas picia jestem
z nimi, aktywnie. Widza również, ze jeżeli wypije za dużo, to bełkocze, plączą mi się nogi itp. Sytuacje, kiedy z powodu alkoholu bylem
agresywny w domu to dosłownie kilka razy przez 15 lat. Duże awantury, czepliwość, nic więcej. Zona przez większość czasu
była zadowolona, ze pije w domu, ze jestem spokojniejszy, ze znów paradoks, dzięki upojeniu da się ze mną rozmawiać. Jak mam stan
depresyjny, to raczej cicho siedzę i nie zawracam głowy, jak jest na wesoło, to jestem bardzo przyjazny.
Po 12 latach picia zaczęło się picie już całodniowe. W pracy (pracuje na własny etat). Rozpoczęcie i zakończenie o dowolnej porze.
powroty do domu na mocnej śrubie. Zaczęły się utraty pamięci po mocniejszych wypiciach. Ale zawsze wracałem do domu, z lukami pamięci
ale nigdy żadnego problemu z nikim
Ilość wypijanego dziennie alkoholu dochodziła do 0.7l
Ciągle bez objawów kaca. Objawy zatrucia i ranne zyganie może 5 razy w ciągu 3 lat, ale po ilościach alkoholu hurtowych.
W tamtym czasie zacząłem się zastanawiać czy jestem uzależniony. Najpierw zacząłem się zastanawiać nad relacjami z bliskimi i zauważyłem,
ze cześć z nich była konsekwencja ciągłego zamroczenia. Nikt nigdy nie był ofiara mojego pica w sposób bezpośredni, ja natomiast wiem,
ze bywałem nie sobą będąc po alkoholu w relacjach z innymi. Skutkiem tego rożni ludzie mieli o mnie rożne opinie, całkowicie skrajne.
Postanowiłem pójść do terapeuty, zresztą było ich kilku. Wcześniej wypełniałem rożne testy z internetu i ZAWSZE wychodziło, ze jestem
uzależniony. Wszyscy terapeuci powiedzieli, ze jestem alkoholikiem. Postanowiłem coś ze sobą zrobić.
Poszedłem na spotkanie AA i załamałem się. Poczułem się okropnie złe, podle, całkowicie wyalienowany. Popatrzyłem na tych ludzi
i pomyślałem, ze to zbieranina nieudaczników, śmieci ludzkich, życiowych kalek i najgorszego ścierwa. Poczułem odrażająca
nienawiść do ich slow. Po wyjściu wróciłem do codziennego picia. Bez cienia wyrzutów sumienia.
5 lat temu i 8 tygodni przy okazji przypadkowych badan lekarskich okazało się, ze wszystkie wyniki są bardzo źle. Przez cale życie/picie
leczę się na ciśnienie i cholesterol, ale tym razem lekarz powiedział, ze to się musi zmienić. Nie mówił o alkoholu, bo nie mail świadomości
jak pije, ale o zdrowym życiu.
Przez 8 tygodni robiłem badania i żyłem w zawieszeniu.
Minął nowy rok. Dokładnie 5 lat temu zacząłem pic w sposób kontrolowany.
Lubie się napić, ale tez lubię nie pic. Lubie zjeść i lubię nie zjeść. Lubie seks ale potrafię pościć. Nigdy nie brałem narkotyków (żadnych)
nigdy nie paliłem, nie uprawiałem hazardu. Mam charakter, który lubi zmiany. Jak mnie coś wciąga, to na 100%. Nigdy nie spróbowałem
kokainy, ponieważ myślałem, ze może mi się to spodobać. To samo z hazardem. To taka racjonalizacja.
5 lat temu postanowiłem, że będę pił tylko wtedy, kiedy zechcę. I tak jest do dzisiaj, bez wyjątku.
Pierwszy tydzień nie picia był ciężki, nie moglem spać, były lęki, niepokój i ogromne rozdrażnienie. Moja zona namawiała mnie do wypicia,
bo bylem bardzo rozdrażniony. Mój krytycyzm, tłumiony przez alkohol, powodował konflikty z każdym bez wyjątku. Z natury jestem
profesjonalista, nie uznaje żadnych niedoróbek. Po tygodniu przyszło pewne wyciszenie i chęć na alkohol. Kiedy chciało mi się pic ?
Jak bylem głodny. Wystarczyło zapełnić żołądek i po problemie. W latach picia dostarczałem z alkoholem ogromne ilości kalorii i mój
organizm nauczył się, ze głód = trzeba się napić. Wiec zacząłem się dobrze odżywiać, pic dużo wody i ćwiczyć. W domu zaczęło się
piekło. Przestałem być ugodowy, powolny, refleksyjny. Wstawałem rano, mailem masę energii, pomysłów i chciałem robić nowe rzeczy.
Przez pierwsze pól roku nie piłem żadnego alkoholu. Nie kupowałem żadnego, ale tez nie wylewałem zawartości butelek do zlewu.
Ponieważ wcześniej moje picie było najczęściej w samotności, nie mailem zbyt wielu towarzyskich okazji, chodź takie były.
Czy miałem ochotę się napić ? Tak, ale tylko wtedy, kiedy czułem głód.
Po pól roku napiłem się pierwszy raz, na głodniaka, bo tylko wtedy chciałem. Ustaliłem, ze pije 1 wino i koniec. Tak zrobiłem. Było fajnie.
Abstynencja spowodowała poprawę wyników krwi i powrót do zdrowia. O dziwo, poza stłuszczeniem wątroby, które się cofnęło, mam zdrowe
wszystkie narządy. W pierwszym roku jeszcze kilka razy napiłem się, za każdym razem tylko podczas zaplanowanych wcześniej uroczystości,
czy to w pracy, czy w domu. Przestałem ustalać ile wypije, narzuciłem sobie jednak ograniczenia w szybkości picia. Jeżeli impreza od 18 do 22
to w tym czasie mogę wypić max 1 butelkę wina bądź odpowiednik innego alkoholu. W czasie picia jak najwięcej jedzenia. Nigdy nie złamałem
zakazu.
Przez ostatnie 4 lat pije bez ograniczeń czyli nie pije prawie wcale. W ciągu roku może jest to 10 okazji i wyjazdy na krótkie wakacje. Nie miałem ani razu kaca,
nie urwał mi się film. Na wakacjach potrafię pic odpowiednik 200-300ml dziennie wódki, ale tylko do końca wakacji. Potem stop.
Jeden raz w roku robię sobie, w wakacje, kiedy rodzina jest poza domem, maratony upijania się. Przez 2-3 dni pije bez umiaru i robię to co lubię.
Jest lato, ładna pogoda, biorę urlop na kilka dni i pije bez ograniczę. Zawsze wracam sam i cały do domu, albo jak pije sam, to budzę się rano
w całości. Po takim maratonie wracam do zajęć.
Moje życie jest inne, niż w czasie 15 letniego picia codziennego. Alkohol stal się rozrywka, która lubię ale na swoich warunkach. Tak jak pisałem,
nie zawsze lubię się najeść i nie zawsze mam ochotę na seks. Tak jest z alkoholem. Uczucie picia jest niesamowite, uwielbiam je. Ale rozumiem,
ze to szkodzi mojemu zdrowiu.
I to jest zakończenie.
Jedyny powód mojej abstynencji, to zrozumienie, ze alkohol pity w nadmiarze odbierał mi zdrowie. Gdyby nie to, to piłbym pewnie codziennie
bez umiaru. Żył bym na pograniczu jawy, czasami trzeźwiejąc. Teraz, kiedy jestem trzeźwy, życie jest tez piękne ale nie jest ani lepsze, ani gorsze
niż przedtem. Nie tęsknie za alkoholem ale lubię go pić i odlatywać.
Na podstawie swojego doświadczenia uważam, ze alkoholizm to nie choroba. Myślę, ze to słabość albo po prostu głupota i brak odpowiedzialności.
Pilem mocno przez 15 lat, bo mi to nie szkodziło fizycznie. Jak zaczęły się kłopoty ze zdrowiem, przyszło opamiętanie. Nie piję regularnie, bo
mi to szkodzi na zdrowie. Nie ma tutaj innych motywów. Nie zacząłem palić ani brać narkotyków, nie mam innej używki, która zastępuje alkohol.
Czy nigdy już nie będę pil bez umiaru ? Nie wiem, może jak już mi zostanie mało życia, to zapije się na śmierć z uśmiechem an twarzy
Do dziś aż mnie skręca jak przypomnę sobie spotkanie AA i ludzi, których wtedy zobaczyłem. Przepraszam Was z góry, bo pewnie wielu z Was
to właśnie oni. Czasami myślę, ze to traumatyczne przeżycie to dla mnie sygnał, ze nie mogę być jak tamci, ze nie będę czuwał każdego dnia, żeby
się nie napić, ze nie będę niewolnikiem jakiejś choroby. Skoro alkohol mi zaszkodzi, to nie będę go pil w nadmiarze.
Ale nie pozwolę być niewolnikiem czegoś. I nie planuje całkowitej abstynenci.
Pozdrawiam
|