Mam duży problem z moją narzeczoną, liczę na jakieś obiektywne rady bo już nie wiem czy przypadkiem ja nie jestem pie***nięty.
Moja narzeczona zmieniła pracę 3 miesiące temu, którą ja jej znalazłem.
W owej pracy pracuje większość mężczyzn z którymi zaczęła się kolegować.
Od 3 miesięcy nie słyszę nic innego tylko o kolegach z pracy. Było przez to kilka kłótni, ale ucichło.
Na początku poszła na piwo integracyjne z kolegami - nie miałem nic przeciwko.
Potem zaczęła mi mówić że koledzy kupują jej słodycze często - dziwne ale przemilczałem.
Dalej, koledzy wyciągają ją ciągle na jakieś wspólne burgery - tutaj się już nie zgodziłem bo jednak to tylko koledzy z pracy więc WTF
Wybraliśmy się ostatnio na randkę, pierwszą od dawna, gdyż zbieramy na wesele. Kto zawitał w knajpie? Koledzy! Mówi że nie wiedziała że tam przyjadą ale nie wiem. Pokłóciliśmy się i cisza.
Ostatnio wymyśliła posiadówkę w domu. Powiedziałem, spoko. Zaprosimy znajomych.
Dzisiaj mi powiedziała że chce zaprosić dwóch kolegów w pracy i nikogo więcej - no i tu już miarka się przebrała co doprowadziło do dużej kłótni.
Koledzy oczywiście są samotni ale to już nawet o zazdrość nie chodzi chociaż wiem na milion procent że walą pamięciówki.
Myślicie że to moja paranoja?
______________________________
Get Rich Or Die Tryin
Proponowałbym - profilaktycznie - strzelić laskę w pysk, z liścia,co by śladów nie było, w ryj, może otrzeźwieje. Druga opcja to uderzyć do kolesi, ale to zależy - czy ćwiczą kulturystykę, czy może są chudymi leszczami (bardziej prawdopodobne). Jeżeli opcja pierwsza, to radzę zaopatrzyć się ze porządną pałkę do bejsbolu, druga nie wymaga żadnych specjalistycznych narzędzi, chyba że również jesteś chudym leszczem.
Generalnie musisz jej pokazać kto tu rządzi, a jak ma jakieś bunty to olej svke.
Olej svke.
Ale przed olaniem pokaż że ty nie byłeś pierwszy lepszy i nie dasz sobie w kasze dmuchać.
Załóż jej gilotyne a kolegów ograj w mortal kombat.