Wstęp (mój pierwszy, i jak na razie - ostatni związek) i przechodzimy do konkretów, możesz pominąć i przejść do drugiego akapitu. Dwa miesiące temu rzuciłem dziewczynę po 4 latach intensywnego, ale na końcu totalnie wygaszonego związku. Miłość piękna, w obu przypadkach pierwsza - niestety ona została totalnie w miejscu, ja rozwinąłem się nieproporcjonalnie i koniec końców zupełnie przestaliśmy się sobą interesować, dolała na koniec tyle oliwy do ognia (jakieś irracjonalne poglądy na życie, zupełny brak lojalności, postępowanie wbrew wspólnym ustaleniom), że powiedziałem cześć. Dziewczyna typu księżniczka (level medium), do tego przez intelektualną przepaść nie mogliśmy się dogadać, wszelkie ustalenia szlag trafiał, rozbieżne zainteresowania, brak wspólnych tematów do rozmowy, w łóżku ja ogier, ona zimna i wciąż wstydliwa swej seksualności. Przy natłoku problemów życia codziennego już nie byłem w stanie jej udźwignąć. Dziewczyna niby księżniczka, ale zakompleksiona, więc w każdym towarzystwie czuła się źle i szukała jakiś wad u innych - szczególny problem miała z moją matką, która jest niezwykle wyluzowaną osobą i w 100% akceptowała ex, to było nie do zniesienia, ciągłe problemy z dvpy i ciągłe tłumaczenie, ciągle na marne. Generalnie cała sytuacja wynika w głównej mierze z naszego wieku i środowiska z jakiego się wywodzimy. Ja mam 24, ona 20 lat, więc w momencie naszego poznawania się była jeszcze słodką szesnastką, a ja jeszcze bardziej szczeniacki niż teraz. Niejako wyciągnąłem ją z małej mieściny do wielkiego miasta i zaczęła się jazda. Ona nie zdała nawet pieprzonej matury i poszła do policealnej, kiedy ja robię już drugi kierunek, mam obładowane wakacje praktykami, trenuję, mam paczkę przyjaciół - ona nie mogła sobie nikogo znaleźć, no bo nikt jej nie pasował (moi znajomi to już wcale), nie znalazła sobie konkretnego zajęcia, więc siedziała w domu i narzekała, w tym na mnie, u*******onego po uszy po całym dniu na wydziale, oczekując rozrywki (kluby, wyjazdy, restauracje). Jako facet nie ulegałem tylko oczywiście ją o******lałem, przepraszała, obiecywała poprawę i wszystko na marne, tak w kółko. Wypaliliśmy się do cna. Dziewczyna pozostała na etapie "jak się kogoś kocha to się go akceptuje w 100% takim jakim jest", więc typowe egoistyczne, godne nastolatki podejście, że "widocznie taka jestem". Do tego wszystkiego kompletnie przestała mnie pociągać jako kobieta, już wolałem uniknąć przebijania się przez jej mur i sobie pojechać na ręcznym. Niezbyt dałem sobie radę przez pierwszy tydzień po rozstaniu, mocno spantofliłem, koniec końców jednak honor uratowałem i jest cacy. Ostatnio spotkaliśmy się całkowicie przypadkiem na mieście i nadal jest mi podległa, dostała klapsa w tyłek i kilka godzin później już proponowała spotkanie na kawę - ale ja mam ją w dupie, sumaryczny bilans zdecydowanie na minus, nie chcę tego dalej ciągnąć. Na koniec pokazała zupełny brak klasy, kultury, jakiejś kobiecej dumy, zupełnie nie jest w kręgu moich zainteresowań, chociaż serce często wraca, to w końcu ta "pierwsza miłość", ciężko się czasami odnaleźć.
Po tej historii od razu wziąłem się w garść, tj. poszedłem w miasto, odświeżyłem znajomości, sięgnąłem do literatury nt. relacji damsko-męskich, odbudowuję swoją dawną pewność siebie i idzie mi bardzo dobrze. Moja obecna sytuacja nie sprzyja zbytnio poznawaniu nowych ludzi, w szczególności kobiet z mojego kręgu zainteresowań, ale działam ku lepszemu. Poznałem bardzo fajną dziewczynę w niebagatelny sposób i oto kilka faktów z przebiegu rozmowy na czacie i ze spotkania.
Starsza 2 lata ode mnie (26), studentka, bardzo ambitna. Prowadzi do tego zajęcia fitness i zabiegi fizjoterapeutyczne. Po pewnych zmianach i przejściach, m.in. 4 miesiące temu zakończyła 4-letni związek który miał wkrótce doczekać się ślubu, miała tam w życiu jakąś metamorfozę typu wyjście z depresji czy coś podobnego. W moim guście, mogłoby coś z tego wyjść, zbieżność charakterów i podobne cele - dostrzegłem jej zainteresowanie moją osobą, mimo wcześniejszej tarczy, którą zastosowała. Przeciwieństwo byłej jeśli chodzi o wady. Mówiła żartobliwie m.in. o tym, że nie może się odgonić od facetów (pracuje na siłowni i studiuje na AWF, więc jestem skłonny w to uwierzyć), że nie jest zainteresowana nowymi znajomościami, że szuka faceta ale starszego od siebie. Niewzruszony leciałem nadal z tematem, pośmialiśmy się i z pierwszej rozmowy wyszedłem zdecydowanie na plus, wyraziła szczerą chęć na kolejne spotkanie. Dzwoniłem do niej podając proponowane miejsce i czas spotkania, odmówiła mówiąc o natłoku obowiązków i pacjentach, z którymi umówiła się wcześniej - zaznaczając, że ochotę ma, ale niestety brak możliwości i że "czule pomyślimy o tym na przyszły weekend". Mam więc tydzień na przemyślenie pewnych scenariuszy i przyjęcie strategii. Co wobec obecnej sytuacji powinienem zrobić? Proponować kolejne spotkanie wyznaczając już np. sobotnie popołudnie, czy napisać/zadzwonić, żeby dała znać o której będzie mogła się spotkać w przyszły weekend, to może akurat oboje znajdziemy czas? Jak to zrobić aby nie wyjść na podległego, a z drugiej strony nie narzucać jej niczego zbytnio? To pytanie nr. jeden.
Pytanie nr. dwa to jak postępować wobec kobiety starszej, która w przeciwieństwie do mnie pracuje i utrzymuje się sama, mieszka sama, do tego jest mega pewna siebie, aż niekiedy lekko zarozumiała? Macie jakieś specjalne rady? Nie mam doświadczenia w relacjach z takimi dziewczynami, moja ex była zupełnie inna, przy niej jak dziecko, a wszystkie koleżanki studiują. W żadnym wypadku nie czuję się gorszy, bo społecznie rzecz biorąc i porównując siebie do rówieśników jestem mocno do przodu, a moja sytuacja finansowa jest stabilna dzięki rodzinie i pracować nie muszę, dlatego korzystając z tego zdecydowałem się na ciężki kierunek studiów, który nie jest realizowany zaocznie ze względu na ilość materiału i zapewni mi za kilka lat pewny, dobry dochód. Udało mi się ją nieco ujarzmić pewnymi negami, zupełnie naturalnie i widziałem, że jej poziom spada, ale nie wiem czy to wystarczy, poza tym nie chcę jej zrazić (i jak zauważyłem w tym większość uroku tej gry...).
I żeby była jasność - nie mam spiny, nie zależy mi, traktuję to jako dobrą zabawę, a dziewczyna jest serio OK. Uważam jednak, że pewne rzeczy warto już na wstępie sobie ustalić i nie popełniać jakiś drastycznych błędów, bo po co.
Zmieniony przez - ambitny*** w dniu 2016-05-15 16:06:25
Idź z nia na piwo i samo sie rozkręci. Jak sie jej podobasz to bedzie dobrze jak nie i traktuje jako kolege to i tak hvja ugrasz
_______________________________
Jeszcze mi tu niegrzeczny żółwik potrzebny
Następny PUA ***** jego mac . Weź bądz facetem i bądz sobą . Dokładnie , weź ją na piwo i się rozkręci , lub nie .
i pamiętaj - na polu bitwy wszystkie taktyki biorą w łeb .
P.s. Co to są negi ? bo nie kumam tego chorego slangu .
Coraz więcej takich kobiet w wielkich miastach. Kobiety się koncentrują na karierze, na nic nie mają czasu, faceci siedzą przed komputerami, piją piwo, grają w gry i męczą pałę.
W czasach internetu, kiedy to łatwiej napisać do panny prywatną wiadomość unikając porażki na oczach innych osób jeszcze więcej siedzących przed ekranami dużych chłopców zalewa kobiety zaproszeniami na nudne randki do kawiarni.
Jak chcesz zdobyć kobietę, z którą wydaje Ci się mógłbyś coś wartościowego stworzyć to musisz działać wbrew schematom. Wyślij jej kwiaty do pracy, przynieś czekoladki mówiąc, że niestety nie masz czasu pogadać bo zapracowany jesteś.
Zacznij dawać a nie żądać. I czekaj. Albo po pewnym czasie sama zacznie oddawać i inwestować swój czas i energię w relację albo odpuść. Coś tam PUA znasz, wydajesz się bystry więc zapewne też to zauważy i skończy się na pierwszej opcji ;)
Ta strona używa cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania - przeczytaj naszą politykę cookies.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Akceptuję.